niedziela, 27 stycznia 2013

Część 2.

 Stałam bezradnie w miejscu, trzymając mocno ściśnięte ręce przy klatce piersiowej, aż krew prawie przestała dopływać do opuszka palców. Wszystkie mięśnie miałam spięte. Nie mogłam powstrzymać drgawek jakie przechodziły po moim ciele. Z oczu strumieniami lały się łzy, a zębami przecięłam już dolną wargę.
 Malutkimi kroczkami, powoli oddalałam się do tyłu, aż dotknęłam plecami zimnej, betonowej ściany. Przyłożyłam do niej drżące dłonie i ciągle się podpierając o mur, robiłam niewielkie kroki w prawą stronę. Próbowałam wydostać się z tego miejsca. Jednak głupio postąpiłam. Chciałam uciec, kiedy oni widzieli każdy mój ruch. Mogliby mnie dopaść bez żadnego wysiłku. O niczym wtedy nie myślałam. Moje myśli krążyły tylko koło jednego pytania - "Przeżyję to?".
 - Idziemy w drugą stronę, suko. - Nagle poczułam silne pociągnięcie za włosy. Znów upadłam na podłogę, a już po chwili próbowałam nadążyć za krokami porywacza, nie mogąc złapać odpowiedniego tempa.
 Nie wiedziałam, co powinnam zrobić! Zostałam porwana i wywieziona w środek nicości! Gdzie byłam, do cholery?! Co to za miejsce?! Jak mogłam dać znać ojcu, gdzie jestem, skoro nie mogłam nawet się domyślić?! Nie miałam telefonu, żeby nacisnąć 2 na klawiaturze i szybkim wybieraniem dodzwonić się do ojca. Nie mogli mnie tu znaleźć! Nie zostawiłam żadnych wskazówek! Miałam tu zostać na zawsze?! Z nimi?! Nie chciałam. Bałam się. Nigdy wcześniej się tak nie bałam! Bezpieczniej czułam się, idąc ślepo przez ulicę, gdzie niebezpieczeństwo czyhało na mnie na każdym kroku, bo nie mogłam polegać na sobie! Przez całe życie musiałam liczyć na czyjąś uprzejmość! A z tymi kryminalistami nie można było dojść do porozumienia. Nie umiałam wykrztusić z siebie ani jednego słowa przy nich. Bałam się, że przez to podpiszę na siebie wyrok. A po co mi większa męczarnia? Boże, chciałabym, żeby to był tylko przerażający sen.
 - Jak dużo zechce zapłacić tatuś, żeby odzyskać swoją pierdoloną córeczkę? Ten świński skurwysyn przebije 10 milionów? Taka szmata jest warta takiej kasy?
 On tu był! Stał tuż obok mnie! Słyszałam nad sobą ten jego wrogi głos. Jestem pewna, że patrzył na mnie z góry i uśmiechał się pogardliwie. Z jego słów dało się wyłapać gorzkie nuty srogiej kpiny. Obniżał moją samoocenę, powodował, że zaczynałam wierzyć, że mój ojciec nie zgodzi się zapłacić takiego okupu za mnie. 10 milionów?! To kupa kasy!
 - Odezwij się w końcu! - Nagle poczułam mocne kopnięcie w lewe ramię. Objęłam się i zwinęłam w kłębek, gotowa, żeby odebrać kolejne uderzenie. Zdawałam sobie sprawę, że lepiej traktowana tutaj nie będę. - Nie lubię się powtarzać... - wysyczał przez zęby i podobnie jak wcześniej, chwycił pukiel moich włosów w pięść i podciągnął je do tyłu, żebym nie chowała przed nim twarzy.
 Co miałam mu odpowiedzieć?! Wdawać się w beznadziejne konwersacje z takim człowiekiem? O czym miałabym z nim rozmawiać? Rozbawiać go, błagając o litość? Niedoczekanie jego. To, że ciągnął mnie brutalnie za włosy, to najlepsza z opcji jakie sobie wyobraziłam.
 Minęła chyba godzina, a ja przez cały ten czas, siedziałam na zimnej, betonowej podłodze w cienkich spodniach od piżamy i zwykłym T-shircie. Do tej pory nie działo się nic, przez co mogłabym mieć nadzieję, że ktoś mnie stąd wyciągnie. Czekałam jak na zbawienie, aż ktoś delikatnie mnie do siebie przytuli i poczuję troskę i współczucie, a nie gwałtowność i porywczość.
 Niebawem zimne powietrze dochodzące od prawej strony musnęło delikatnie moje ramiona. Zrobił się przeciąg. Chłód przeszedł po moim ciele, aż dostałam gęsiej skórki. Nie zastanawiałam się ani przez chwilę. Ruszyłam na czworaka w tamtą stronę i choć nic nie widziałam, robiłam wszystko, żeby się stąd wydostać. Nie mogłam poddać się bez żadnej walki.
 Liczyłam na to, że nie spostrzegą mojej ucieczki. Na chwilę zamilkli i nie było słychać ich gorszących, wulgarnych wypowiedzi. Wykorzystałam ten moment.
 Natrafiłam na tysiące przeszkód, ale nie zniechęciłam się. Próbowałam dalej. Nie zwracałam uwagi, że pokaleczyłam dłonie i kolana, uderzyłam w coś sterczącego, obrysowałam ramiona... Jak najszybciej mogłam, czołgałam się na czworakach, co musiało wyglądać poniżająco i żałośnie. Pomimo faktu, że szansa na ucieczkę była jedna na milion, udało mi się wyjść z tego magazynu, podnieść się do pozycji stojącej, a potem trzymając się plecionej siatki, robiłam szybkie kroki do przodu. Omijałam niezdarnie przeszkody, wysilając się na coraz to szybsze tempo. Chciałam dojść szybko do ulicy, skąd mógłby mnie ktoś zabrać...
 - Tak to my się, kurwa, bawić nie będziemy!
 Mój plan został pokrzyżowany. Włosy stanęły mi dęba, kiedy usłyszałam ten znienawidzony głos. Wiedziałam, że wpakowałam się w poważne kłopoty.
 Złapał mnie za nadgarstek i mocno ściskając, pociągnął z powrotem w tamto miejsce.
 - Zostaw mnie!!! Puszczaj!!! Proszę!!! - zaczęłam krzyczeć ze łzami w oczach i prosić o pomoc, chociaż wiedziałam, że te prośby zostaną zignorowane. - Pomocy!!! Niech mi ktoś pomoże!!! - wołałam desperacko, naiwnie wierząc, że ktoś mnie usłyszy.
 Już przyzwyczajałam się do tego, że za każdym razem z całej siły zaciskali swoje dłonie na moim nadgarstku i ciągnęli, nie zwracając na mnie najmniejszej uwagi. Jakbym wcale nie istniała.
 Porywacz rzucił mnie w kąt, w to samo miejsca, gdzie siedziałam skulona przedtem, aż uderzyłam głową w metalowy kontener. Kiedy z nadzieją myślałam, że już poszedł i zostawił mnie samą, poczułam jak na moich nadgarstkach zacisnęła się gruba, szorstka lina, której drugi koniec został przywiązany gdzieś na górze, co uniemożliwiało mi dalsze próby ucieczki.
 - Siedź tu, pizdo! - krzyknął, uderzając mnie mocno w mokry od łez policzek. Odruchowo odwróciłam głowę, przykrywając włosami twarz.


Co za chamski układ, kiedy kolega, którego lubisz i szanujesz się w tobie zakocha, a nie potrafisz tego odwzajemnić (albo nie chcesz)! Wczorajszy wieczór, który powinien być najpiękniejszy był piękny tylko na początku, bo później wszystko się spieprzyło... Czy to ze mną i z moją przyjaciółką jest coś nie tak, bo uważamy, że przyjaciel i bliski kolega to ktoś, z kim można się pokłócić, pośmiać, pójdź na piwo, przezywać od kretynów i idiotów, "wykorzystać" (typu: wyślij mi zdjęcia zadań z matmy, bo nie chce mi się ich robić"), czy tylko mój kolega myśli, że jestem zrobiona z szkła czy chińskiej porcelany, a jak się lekko uderzy to się roztrzaskam na tysiąc kawałków i dlatego trzeba milion razy powtórzyć "przepraszam, bardzo boli? Nie gniewasz się"?! Jak powiedzieć kolesiowi, któremu już sto razy powtarzałam, że nie jestem nim zainteresowana, że między nami nic nie będzie?!
Ugh! W beznadziejnym humorze idę spać =.=
I taaa... Wiem, że krótko dziś napisałam, ale pasowało mi urwać w takim momencie, bo później się dużo rzeczy ze sobą łączy, dlatego tak wyszło. Jeśli Wam pasuje to dodam dużo więcej za tydzień ;)