czwartek, 18 lipca 2013

Część 22.

 Nie wiedziałam, co mam robić! Kucałam przy barierce schodów, bo z wrażenia ustać nie mogłam, trzymając się za głowę. Czułam jak moje serce wali jak młotem i z tego wszystkiego zapomniałam, że powinnam oddychać. Nie umiałam wykonać najmniejszego ruchu. Zamarłam totalnie w bezruchu i obleciał mnie tak straszna panika, że chciałam krzyczeć.
 - To chyba pomyłka - powiedział ojciec, kiedy szok przeszedł. - Moja córka nawet nikogo nie uderzyła. To musi być nieporozumienie. - Ojciec starał się mnie jakoś usprawiedliwić, ale szanse miał niewielkie. Oni musieli mieć jakieś dowody. Właśnie - skąd mieli dowody?!
 - Dowody mówią same za siebie. Znaleźliśmy jej odciski palców. Mamy nakaz przesłuchania pańskiej córki. Będzie pan tak miły i ją zawoła? - kontynuowali.
 Odciski palców? Jak? Przecież miałam... Ściągnęłam rękawiczkę, kiedy mierzyłam puls temu człowiekowi! A potem wytarłam ją w podłogę, bo była okrwawiona! Jak mogłam być tak głupia?!
 Wiedziałam, że muszę zejść na dół i stawić im czoła, ale tak cholernie się bałam! Przez swoją głupotę, sama pozwoliłam im siebie odnaleźć! Gdzie był Nate?! Gdzie była jedyna osoba, które umiałaby mi pomóc?! Nie wiedziałam, co mam robić!
 - Jenny?! Pozwolisz na chwilę? - krzyknął ojciec z dołu.
 Wzięłam kilka głębszych oddechów, bo czym powoli się podniosłam i wolnym krokiem stawiałam kroki na schodach, trzymając się barierki jakbym mdlała.
 Popatrzyłam na policjantów, a oni wymienili między sobą spojrzenia, wyraźnie zdziwieni, że osoba podejrzana o morderstwo ma tak niewinną i przerażoną twarz. Pewnie pierwszy raz mieli odczynienia z tak grzecznie wyglądającym podejrzanym. Letnia, krótka sukienka, falowane włosy i wielkie ze strachu oczy. Nieczęsto zabójca ma takie wcielenie.
 - Tak? - zapytałam łamiącym głosem, gdy zeszłam na dół. Stanęłam tuż obok ojca, gotowa przytulić się do niego, ale chciałam wyglądać naturalnie i nie dać po sobie poznać przerażenia. Schowane z tyłu ręce mocno ze sobą ściskałam i najbardziej bałam się tego, że zaraz wybuchnę histerycznym płaczem.
 - Musi pojechać pani z nami na posterunek - powiedział wyższy z policjantów, po czym otworzył drzwi i ruchem ręki kazał mi wyjść.
 Zdziwiłam się, że postępowali ze mną tak łagodnie. Spodziewałam się, że rzucą mnie na podłogę i przykują kajdankami, a oni byli tacy spokojni, w ogóle się nie obawiali, że będę próbować uciec. Uznali, że taka dziewczynka nie stanowiła dla nich zagrożenia. Mimo że obchodzili się ze mną łagodnie, wpadłam w panikę.
 - Ja niczego nie zrobiłam! Nikogo nie zabiłam! Przysięgam! To nie byłam ja! - krzyczałam ze łzami w oczach, trzymając się ramienia ojca. Nie przekroczyłam progu domu. Nie chciałam stąd wyjść. Sytuacja za bardzo mnie przeraziła. Policja? Komisariat? Przesłuchanie? I co potem? Więzienie?
 - Ale widzę, że pani coś wie. Proszę ze mną. - Policjant wystawił rękę i położył ją na moim ramieniu. Nie mogłam pójść! Nie wiedziałam, co powinnam powiedzieć, do czego się przyznać, a co zostawić bez komentarza! Nie ustaliłam z Nate'em ewentualnego planu, co by było gdyby policja zapukała do moich drzwi! A teraz, gdy potrzebowałam jego rady, jego nie było!
 - Spokojnie, kochanie - powiedział ojciec, dodając mi otuchy. - Sama widzisz, że ta sytuacja jest jakaś pomylona. Pojadę z tobą i wszystko się wyjaśni.
 On chyba sam nie wierzył w to, co mówił! Przecież byłam w tym domu! Widziałam tego człowieka! A mimo to nie zadzwoniłam po pogotowanie i uciekłam przed policją! Maranie widziałam swój koniec. Gdziekolwiek by mnie nie wsadzili - do paki czy do poprawczaka - zrujnowaliby mi moje życie!
 Siedziałam w samochodzie policyjnym oblana zimnym potem, trzęsłam się, choć z drugiej strony było mi duszno. Bałam się jak nigdy wcześniej. Z minuty na minutę moja klęska psychiczna pogłębiała się coraz bardziej. Wchodząc na komisariat czułam się jak złoczyńca. Tą samą drogą szli gorsi przestępcy... A ja nie byłam taka jak oni! Nikogo nie zabiłam!
 Wprowadzili mnie do niewielkiego pomieszczenia, gdzie stały dwa krzesła i biurko z lampką. W środku panował półmrok i głucha cisza. Kazali mi zająć jedno miejsce, po czym zostałam w tej izolatce kompletnie sama. Próbowałam się uspokoić, ale ciągle targały mną nerwy, czułam, że zaraz zwariuję. Chciałam, żeby ten koszmar już, teraz, w tej chwili się skończył!
 Po jakimś czasie do środka wszedł jakiś grubszy mężczyzna. Wypytywał mnie, co robiłam w tamtym domu, kiedy tam byłam, z kim, po co. Odpowiedziałam mu na te wszystkie pytania, a potem wysłuchałam jego mylnych uwag, z których wynikało, że ja kłamię, a on przedstawia prawdziwą wersję zdarzeń. Zostałam poproszona abym jeszcze raz opowiedziała, co robiłam tamtej nocy. Gdy skończyłam, kazał mi jeszcze raz powtórzyć, potem jeszcze raz i jeszcze raz. Po piątym razie sama zaczynam wątpić w moją wersję. Dokładnie o to mu chodziło. Próbował mnie w ten sposób złamać i chciał, żebym przyznała się do morderstwa, bo to ułatwiłoby mu pracę. 
 Nie potrafię powiedzieć ile tam siedziałam, ale kiedy wyszłam czułam się taka zmęczona, w głowie miałam taki mętlik, że wydawało mi się, że ktoś zrobił mi pranie mózgu. Nie wiedziałam czy dobrze postępuję zatajając fakt przed nim, że razem z Nate'em byliśmy zastraszani przez jego psychicznego ojca, nie wiedziałam, czy dobrze postępuję, kłamiąc, że to był głupi zakład, że wejdę do tego domu... Pogubiłam się. Miałam dość.
 Siedziałam z nogami na krześle, zwinięta w kulkę, oczekując aż podejmą jakąś decyzję. Dochodziła trzecia w nocy. Powoli padałam na twarz ze zmęczenia. W co ja się, do cholery, wplątałam?!
 - Cześć. Wszystko dobrze? - Usłyszałam jakiś głos. Odsunęłam ręce z oczu i zobaczyłam jakiegoś mężczyznę, ubranego w mundur policyjny. Nie patrzyłam na niego dłużej niż trzy sekundy. Po tym czasie od razu odwróciłam wzrok w przeciwną stronę. - Czy ja cię skądś znam? - Jego głos kogoś mi przypomniał, jednak tę twarz widziałam pierwszy raz. - Czy to nie ty byłaś tą dziewczyną, która została porwana pół roku temu? - To raczej nie brzmiało jak pytanie, tylko stwierdzenie. Rozpoznał mnie. Kimkolwiek był. - Może kojarzysz mojego siostrzeńca? Nate'a?
 Wtedy wszystko zrozumiałam. Facet był wujkiem mojego przyjaciela. To on zajmował się sprawą mojego porwania, to on mnie potem wyciągał z całej tej pieprzonej sytuacji. Jemu także zawdzięczałam życie, jednak zachowałam się nieuprzejmie, ignorując go. No ale końcu byłam morderczynią.
 Okazał się wtedy cudem Bożym zesłanym mi z niebios. Przeniosłam na niego swój wzrok z powrotem. Zastanawiałam czy powinnam mu powiedzieć prawdę czy nie.
 - O co chodzi? Dalej masz jakieś problemy? - Mężczyzna usiadł obok mnie i kontynuował gadkę. Chciałam spokoju, a nie kolejnego przesłuchania!
 - Panie, odwal się! - krzyknęłam poirytowana, nie mogąc znieść jego wścibskiego nosa.
 Źle postąpiłam. Powinnam z nim porozmawiać. Z nim dogadałabym się znacznie szybciej niż z tymi wszystkimi gliniarzami. Wydawał się miłym człowiekiem. Nie wiedziałam na jaką idiotkę wyszłam, kiedy kazałam mu się wynieść. Okazało się, że to dzięki jego interwencji mogłam wrócić do domu. Nie wiedziałam, co zrobił i jak udało mu się to zdziałać, ale dzięki niemu wróciłam do domu! Wreszcie!
 Po kilku godzinach spędzonych na komisariacie, straciłam chęć do życia. Byłam wrakiem i nie funkcjonowałam jak człowiek tylko jak ktoś, kto właśnie został pozbawiony mózgu. Cisza w samochodzie ojca była nie do zniesienia.
 - Tato... Ty mi wierzysz, że nikogo nie zabiłam, prawda? - zapytałam i spojrzałam kątem oka na rodzica, który wpatrywał się w przednią szybę. Musiałam mieć pewność, że najbliżsi się ode mnie nie odwrócili, bo potrzebowałam wsparcia.
 - Dziecko, musiałaś tam iść? Kiedy wróciłem z Jacksonville, myślałem, że ty śpisz... A ty wkradałaś się do czyiś domów - odpowiedział ojciec wyraźnie rozczarowany moim zachowaniem. Tak bardzo chciałam mu powiedzieć prawdę! Tak bardzo chciałam się oczyścić z wszystkich zarzutów i zrzucić winę na pokręconego starego Nate'a, który spowodował cały ten cyrk!

Taa... Pokręcone te wakacje, dlatego w różnych dniach dodaję rozdziały. Dziś np. znalazłam telefon, a "tata" w kontaktach dał mi za uczciwość 10zł na loda albo piwo. A ogólnie to chyba się, kurwa, zakochałam:D