sobota, 20 kwietnia 2013

Część 14.

 - A może to nie jest taki zły pomysł? Pomyśl, jedna gorąca noc i masz wszystkie sprawdziany zaliczone na 5. - Ciągle żartowała, czym zaczynała mnie powoli denerwować. Ani trochę nie było mi do śmiechu. Mnie to przerażało.
 - Czy ty się słyszysz?! Może tobie to odpowiada, ale mi na pewno nie! - krzyknęłam poirytowana, gotowa odejść od dziewczyny, która ani trochę nie umiała mi współczuć tylko ciągle sobie z tego żartowała.
 - Jenny... Wyluzuj. Nie masz się czym przejmować tylko emerytowanym erotykiem? Olej dziada...
 Łatwo jej było powiedzieć, bo to nie jej złożył taką ofertę. Nie wyobrażałam sobie kolejnych lekcji z nim. Najgorsze było to, że siedziałam w pierwszym rzędzie, na tyle blisko, że mógłby się na mnie rzucić jak zgłodniałe zwierzę, a wzrokiem dziurawiłby mnie tak długo jak to możliwe. I jak miałabym to ignorować?
 Niedobrze mi się robiło, gdy myślałam o tym starym, grubym, łysiejącym zgredzie, ubranego w stary, dziadowaty sweterek i eleganckie spodnie, opinające mu tyłek. Nie powinien złożyć mi takiej oferty... Ani mnie ani nikomu z jego uczniów. A podobno udzielał prywatnych korepetycji...
 Uderzyłam lekko dłonią w szafkę, żeby choć troszeczkę dać upust złości, a następnie schyliłam się po leżącą na podłodze torbę. Z bocznej kieszonki wyciągnęłam swoją komórkę i spojrzałam na wyświetlacz. Nate w dalszym ciągu nic nie odpisał. Wykorzystałam moment, gdy Twiggy z wykrzywioną miną przyglądała się dziewczynom ubranym w skąpe, krótkie spódniczki.
 - A dostałaś dziś jakąś wiadomość od Nate'a? - Zmieniłam temat rozmowy na inny, obracając telefon w rękach.
 Nate... Już sama nie wiedziałam przez kogo byłam większym kłębkiem nerwów - przez chłopaka, który zapadł się pod ziemię; czy przez walniętego, zboczonego, bezczelnego nauczyciela od przedmiotu, z którym mam najwięcej problemów?
 Brunetka jak tylko na mnie spojrzała, jej wyraz twarzy znów się zmienił na pogodny.
 - Oooo... Ciebie też olał? - Jedną z zalet Twiggy było to, że była szczera. A czasem zbyt szczera i niemiła. - Nic, poza "doleciałem" o trzeciej nad ranem.
 - To tak samo jak do mnie... Może coś się stało?
 Zdziwiło mnie jego zachowanie. Do każdego wysłał tego samego smsa? Mógł dorzucić parę słów, a nie ograniczać się do jednego. Przecież i tak miał do nas darmowe, a zawsze na każde wiadomości odpisywał od razu, bo nie rozstawał się z telefonem. Nawet gdyby po przyjeździe uciął sobie drzemkę, obudziłby się do pierwszej godziny.
 Nie ukrywałam, że zaczęłam się denerwować i martwić o niego. Nie byłam przyzwyczajona do takich sytuacji i zawsze myślałam o najgorszym. A Nate miał wielki talent w pakowaniu się w kłopoty.
 - Niby co? Leci sobie w kulki. Założę się, że albo śpi, albo łazi po Chicago i podrywa panienki - odpowiedziała z optymizmem. - I nie masz się czym przejmować. Umie sobie sam poradzić, nie jest dzieckiem. - Wzruszyła ramionami.
 - Chyba masz rację... - Zgodziłam się z nią.
 Twiggy znała go znacznie dłużej ode mnie, a skoro nie miała podstaw, żeby się o niego martwić i nie przejęła się tym milczeniem z jego strony, uznałam, że także powinnam się uspokoić, bo sytuacja zapewne powtórzyła się po raz kolejny. Z resztą nie powinno mnie już dziwić i zaskakiwać zachowanie tego chłopaka.
 Naszą pogawędkę przerwał kolejny dzwonek, tym razem sygnalizujący następną lekcję. Pożegnałam się z dziewczyną i ruszyłam po schodach na górne piętro.
 Na Geografii nie mogłam usiedzieć spokojnie. Brunetka uspokoiła mnie tylko na chwilę. Po paru minutach znów zaczęłam wymyślać czarne scenariusze, co mogło stać się z Nate'em. Uczucie, że miał jakieś kłopoty, towarzyszyło mi przez całą lekcję i ani na moment nie mogłam się skupić.
 Dochodziła druga godzina.
 Jedenaście godzin bez żadnej oznaki życia to stanowczo za dużo jak dla mnie. Postanowiłam, że napiszę jeszcze jednego smsa. Tym razem ostatniego. Żeby nie zaśmiecać mu skrzynki wiadomościami: "Co się z tobą dzieje", napisałam z pozoru pogodne: "Skoro już tam jesteś, przywieź mi jakąś pamiątkę", dając na końcu wesołą buźkę. Położyłam telefon i wpatrywałam się w czarny wyświetlacz, czekając aż zaświeci.
 Lekcja się skończyła, a odpowiedzi w dalszym ciągu nie otrzymałam. Kusiło mnie, żeby wysłać następnego i "nakrzyczeć" w nim na chłopaka, bo przez niego mój żołądek był związany w supełek od samego rana.
 Czułam się bezradna, nic nie mogłam zrobić i coraz bardziej się martwiłam...
 Następnego dnia, zaraz po przebudzeniu, pierwsze co zrobiłam to wygrzebałam telefon i sprawdziłam skrzynkę odbiorczą. Rozczarowałam się, kiedy jedynym smsem jaki zobaczyłam było: "Jutro upłynie okres ważności twojego konta. Aby nie stracić możliwości wykonywania połączeń, zasil je". Miarka się przebrała! Nie wierzyłam w to, że przez cały dzień i całą noc nie znalazł minuty, żeby coś odpisać albo oddzwonić! Postanowiłam, że punktualnie o 11 zacznę dzwonić do niego, aż do skutku. Musiał kiedyś odebrać ten cholerny telefon!
 Zezłoszczona, rozczarowana i zmartwiona jednocześnie, wstałam z łóżka i zeszłam w pidżamie do kuchni, żeby zrobić sobie śniadanie.
 - Gdzie ojciec? - zapytałam Daphne, która kończyła swoją pierwszą kanapkę.
 - A bo ja wiem? Wypalił gdzieś o ósmej rano - odpowiedziała z pełną buzią.
 Dosiadłam się do blondynki i przysunęłam do siebie talerz z jej śniadaniem.
 - Dziękuję - powiedziałam z wymuszonym uśmiechem, chcąc poderwać siostrze kromkę z żółtym serem.
 Nie byłam w nastroju do żartów. Uśmiechałam się tylko po to, żeby nie dać po sobie poznać, że coś mnie martwiło. Nie zależało mi na tym, żeby słuchać rad i pocieszeń od Daphne. Nie chciałam też mieszać jej w swoje problemy ani mówić o czymkolwiek. Nigdy tego nie robiłam. Starałam się radzić sobie na własną rękę. Nie byłam otwartą osobą i nie wyżalałam się z każdego incydentu.
 - Rączki przy sobie! - krzyknęła blondynka i odciągnęła szybko talerz z powrotem do siebie. - Jesteś u siebie. Wiesz gdzie trzymamy jedzenie.
 - Zapewne tak jak wszyscy ludzie: w lodówce. - Wytknęłam jej język, po czym wstałam z krzesła i podeszłam do czarnej lodówki w rogu kuchni.
 Kiedy smarowałam kromki chleba margaryną, nagle usłyszałam melodię ze swojego telefonu. Momentalnie odrzuciłam nóż i szybko pobiegłam po komórkę, którą zostawiłam na komodzie w korytarzu, popychając podczas biegu siostrę. Rzuciłam się po telefon, mając nadzieję, że w końcu Nate odważył się odezwać, ale mój optymizm zniknął, kiedy zobaczyłam, że to tylko tata.
 - Halo? - zapytałam zrezygnowana.
 - Jenny, idź schowaj kosiarkę. Myślałem, że będę kosił, ale taka chmura idzie, że znowu będzie lać - wyjaśnił. Tak myślałam, że o nic ważnego nie chodzi, tylko o głupią kosiarkę.
 - Ok, nie ma sprawy - odpowiedziałam, chcąc się szybko rozłączyć, bo ojciec blokował linię.
 - A co kupić na obiad? Co będziecie gotować? - dopytywał się, a mi coraz bardziej brakowało czasu.
 - Nie wiem! Cokolwiek. Makaron na przykład to spaghetti zrobimy. - Wymyśliłam szybko. - Kończę, bo jestem głodna. - Rozłączyłam się zanim znów zaczął o czymś mówić.
 Spojrzałam na wyświetlacz i przeczekałam parę sekund, żeby się upewnić, że podczas tych paru sekund akurat Nate nie próbował się dodzwonić. Niestety. Nadal nic.
 - Kto to był? - zapytała siostra, bacznie się mi przyglądając.
 - Ojciec.
 - Tak się spieszyłaś, żeby z nim pogadać czy oczekiwałaś, że to ktoś inny? - Spojrzała na mnie spod byka i uśmiechnęła się denerwująco. Wiedziałam, że zacznie swoje śledztwo.
 - Nieważne. Idź kosiarkę schować, bo deszcz ją zaleje - odpowiedziałam, starając się uniknąć tematu.
 Schowałam telefon do luźnych kieszeni swojej niebieskich, kraciastych spodni od pidżamy, po czym wzięłam talerz z kubkiem i dokończyłam śniadanie zamknięta w czterech ścianach swojego pokoju. Usiadłam po turecku na łóżku z laptopem i przeglądając internet i kończąc kanapki.
 Tak jak powiedział ojciec, po chwili zaczęło lać. Typowy październikowy dzień w Miami, kiedy musi spaść chociażby pięć kropel deszczu. Ulewa skończyła się już po dwóch minutach, a później znów zza szarych chmur wyszło słońce. Trawa i ziemia szybko wyschły i nie zostało ani śladu po tym deszczu.
 Kiedy wybiła 11, zgodnie z moim postanowieniem, chwyciłam po raz kolejny telefon i próbowałam się dodzwonić do Nate, który wyraźnie wszystkich olewał. Słysząc pierwszy sygnał w słuchawce, miałam nadzieję, że po chwili przywita mnie zaspany głos bruneta. Po drugim sygnalne nikt się nie odezwał, po trzecim też, a po czwartym to samo. Wybierałam jego numer kilka razy, a za każdym kończyło się tak samo. Wtedy przejęłam się jeszcze bardziej. Byłam pewna, że coś jest nie tak!
 Zeskoczyłam z łóżka i przebrałam się w zwykły T-shirt z nadrukiem, a do tego krótkie, czarne spodenki, przeczesałam włosy i nie tracąc czasu na malowanie się, musnęłam tylko rzęsy tuszem i wybiegłam z domu, chcąc złapać najwcześniejszy autobus. Zamierzałam złożyć krótką wizytę wujkowi Nate'a, oczekując, że od niego dowiem się czegoś więcej.
 Nie skontaktowałam się wcześniej ani z Twiggy, ani z Mike'iem, ani Alvinem. Jedyne co chciałam to dostać się jak najszybciej na Downtown Miami i porozmawiać z wujkiem chłopaka. Być może za szybko wyciągnęłam najgorsze opcje, ale wolałam mieć jasno powiedziane, o co w tym wszystkim chodzi.
 Przez całą drogę wpatrywałam się w telefon, sprawdzając co jakiś czas czy się nie zaciął. Powoli zaczynało działać mi na nerwy to czekanie, zamartwianie się, bo w głowie pojawiał się cień nadziei, że brunet ma się dobrze i spędza czas, relaksując się i odpoczywając.
 Wyszłam z autobusu, czekając cierpliwie, aż starsza pani poradzi sobie z trzema schodkami. Kiedy stanęłam na asfalcie, poczułam wibrację mojego telefonu, który trzymałam w ręce. Migiem spojrzałam na wyświetlacz, a gdy okazało się, że to Nate, odebrałam bez zastanowienia.
 - Co się z tobą dzieje? Dlaczego nie odbierasz i nie odpisujesz?! - Starałam się podnieść głos, ale i tak zabrzmiał zbyt spokojnie jak na warunki w jakich się znajdowałam.
 Kamień spadł mi z serca, ale mimo to chciałam udusić Nate'a przez słuchawkę!
 - Nic się nie dzieje. Co się miało dziać? - odpowiedział spokojnie jakby uciął sobie 10minutową drzemkę, a obudził się na drugi dzień, nie zdając sobie sprawy ile czasu stracił!
 Skoro chłopak nie rozumiał, skąd u mnie tyle paniki, postanowiłam mu zrozumiale wytłumaczyć.
 - Jaja sobie robisz?! Martwiłam się, że coś się stało, bo nie raczyłeś się odezwać! Myślałam, że coś ci się stało! - krzyknęłam.
 - I po co z tego robisz taki problem? Nie musisz mnie kontrolować i sprawdzać co się ze mną dzieje - mówił tak spokojnie jakby faktycznie nie zdawał sobie sprawy ile ja przez niego nerwów zjadłam! Jak mógł zachować spokój, kiedy wyraźnie słyszał, że byłam zdenerwowana! - Nie prosiłem cię o to. A skoro się nie odzywałem to znaczy, że nie mam na to ochoty - kontynuował.
 Nie dowierzałam w to co słyszę. A może słuch mnie mylił? Jak można być tak niewdzięcznym i obojętnym?! Kompletnie niczym się nie przejął! Grał w jakąś grę? Robił to na pokaz? O co mu, do cholery, chodziło, nie potrafiłam rozszyfrować!
 - A teraz ochoty nabrałeś?! Dobrze się tam bawisz?! Bo ja się tutaj bałam o ciebie, idioto! - krzycząc przez telefon, oddalałam się od przystanku, żeby zrobić na złość ciekawskim gapiom z przystanku.
 - Niepotrzebnie! Nic mi nie jest i nie musisz ciągle do mnie dzwonić! - Po raz pierwszy chłopak podniósł głos. Zaczęliśmy się przekrzykiwać nawzajem.
 - Żaden problem! Mogę nawet skasować twój numer i próbować o tobie zapomnieć! Zaoszczędzę sobie i czas i nerwy!
 - A ja będę miał święty spokój!
 - Ale stracisz przyjaciela, któremu chyba najbardziej na tobie zależało!
 - Nie wydaje mi się!
 - A... Nie ma sensu... - Chciałam kontynuować tę głupią kłótnię, ale ugryzłam się w język zanim powiedziałam coś, co mogłam pożałować. Zawsze to ja się poddawałam i tak samo było w tym przypadku. Nie mówiąc nic chłopakowi, wcisnęłam czerwoną słuchawkę i schowałam komórkę do kieszeni spodenek.
 Byłam wściekłam nie tyle co na Nate za to, że zabawił się moim kosztem, a tak naprawdę miał w nosie, co czuję i ile on dla mnie znaczył. Gorsze pretensje miałam do siebie... Za to, że tak szybko się zaangażowałam, że zrobiłam sobie głupie nadzieje, a jeszcze bardziej za to, że zakochałam się w takim pajacu!


Wczoraj nie mogłam dodać tej części, bo korzystałam z pięknej pogody i zanim wróciłam do domu to już mi się nie chciało nic dodawać ;) Pewnie zdziwiło Was trochę zachowanie Nate'a, hm? Różnie bywa z tymi facetami :D
I wiem, że mam do nadrobienia parę blogów, spoko - niedługo ogarnę :D