piątek, 5 kwietnia 2013

Część 12.

 Przez kolejne dni duma nie pozwalała Nate'owi się do mnie odezwać, a ja byłam równie uparta jak on. Żadne z nas nie zamierzało pierwsze przeprosić, a ja ciągle się łudziłam, że może on napisze, zadzwoni albo co lepsze - mile mnie zaskoczy, gdy znów będzie mnie śledził samochodem wujka, a ja będę szła na przystanek. Za każdym razem się zawodziłam.
 Do szkoły chodziłam codziennie na każde lekcje, stresując się matmą i obgryzając paznokcie ze strachu, że wredny nauczyciel znów wyśmieje mój sprawdzian i wstawi kolejną jedynkę z jakimś głupim komentarzem na końcu. Jedyne, co mnie odrobinę cieszyło to rozmowy z Twiggy na przerwach. Ona jedyna z naszej paczki chodziła do tej samej szkoły.
 - Jenny! - krzyczała zadowolona Twiggy, biegnąc przez korytarz. - Wiem kto się chce z tobą umówić! Mądry, inteligentny, przystojny koleś z naszej szkoły! Jest wolny i zainteresowany tobą! A co lepsze, jesteście już umówieni. Dziś o 15 w restauracji "Perła".
 Nie nadążałam za dziewczyną. Potrafiła gadać non-stop bez przerwy i opowiedzieć cały swój życiorys, nie dając sobie przerwać.
 - Jak mogłaś umówić mnie w ciemno? Kim w ogóle jest ten koleś? - Nie spodobało mi się, że dziewczyna próbowała mnie na siłę uszczęśliwić. Niepotrzebnie jej mówiłam, że jestem wolna.
 - Eddy! I jeszcze mi podziękujesz! Wszystkie panienki chcą się z nim umówić, a on podszedł do mnie i pytał o ciebie! - Dziewczyna była bardziej zachwycona niż ja. Skoro był taki świetny to dlaczego sama się z nim nie umówiła? Powinnam od razu podejrzewać, że coś jest nie tak.
 Twiggy zgodziła się, żeby odprowadzić mnie na miejsce. Oczywiście zupełnie przypadkiem spotkaliśmy Alvina i Mike'a. Brunetka się wygadała, więc chłopaki chcieli koniecznie nam towarzyszyć i sprawdzić, kim był nieszczęśnik, który się ze mną umówił.
 Weszliśmy do eleganckiej, drogo ozdobionej restauracji o łososiowych ścianach i lśniącej podłodze. Zaczęłam się rozglądać za samotnie siedzącym, przystojnym facetem przy jednym z kilkunastu niewielkich stolików ze złotymi nogami.
 - Tam jest. Stolik przy oknie. Ten brunet - szepnęła mi na ucho.
 Gdy spojrzałam w tamto miejsce zobaczyłam nastoletniego chłopaka z czarnymi, kręconymi włosami, okularami na pryszczatej twarzy, ubrany w koszulę z krawatem i sweterkiem, żeby wyglądać jeszcze bardziej kujonowato, a na dodatek w chwili, gdy na niego patrzyłam, dmuchał nos do serwetki podanych na stole. Mike i Alvin wybuchnęli śmiechem, a Twiggy się tylko uśmiechała o ucha do ucha.
 - Żartujesz, prawda? Powiedz, że to nie on... - powiedziałam proszącym głosem.
 - Oczywiście, że ten. Eddy! - krzyknęła dziewczyna, zanim uciekłam z restauracji.
 Chłopak niestety usłyszał, wstał i podszedł, żeby się przywitać.
 - Cześć - powiedział, podając mi rękę.
 Przywitałam się z nim, uśmiechając delikatnie, żeby ukryć zażenowanie i współczucie dla samej siebie. Kiedy złapałam chłopaka za rękę wydawało mi się, że trzymam dziewczynę. Miał delikatniejsze i bardziej nawilżone dłonie niż Twiggy. Na dodatek takie delikatne i chude palce, że prawie się połamały, gdy mocniej ścisnęłam rękę.
 Chłopak zaprosił mnie do stolika, a ja odchodząc, wykrzywiłam się do Twiggy, która cieszyła się coraz bardziej. Znajomi zajęli stolik koło wejścia i przez cały czas się na nas patrzyli. Na nieszczęście to ja siedziałam odwrócona w ich stronę, więc Eddy nie miał zielonego pojęcia, że oni urządzili sobie maraton filmowy. Po paru minutach doszedł też długo niewidziany Nate. Zdziwiło mnie, że podzielał ich pasję i nie wyszedł, gdy dowiedział się, że ja też tu byłam.
 - Niezmiernie mi miło, że zechciałaś się ze mną spotkać - powiedział Eddy, podciągając nosem.
 Twiggy wrobiła nas oboje. Przecież to "ciacho" chciało się ze mną umówić, a nie ja z nim. Czułam, że po tym spotkaniu, które ciągnęło się flegmatycznie, dam nieźle popalić dziewczynie.
 - Wiesz... nie spodziewałam się, że... dojdzie do takiego spotkania - odmruknęłam, szukając jakiś odpowiedzi, żeby nie urazić Eddy'ego.
 Im dłużej na niego patrzyłam i na jego zachowanie, tym bardziej chciałam uciec. Wybrała najgorszego chłopaka, który nie umiał się zachować. Ciągle podciągał nosem i wycierał go ręką! Ten widok był nie do zniesienia! Chwyciłam w dłoń kartę dań i jak najdłużej wpatrywałam się w menu, chowając się przed brunetem.
 - Zjadłabym coś. Hmm... - Na szczęście menu było wystarczająco duże, żeby zrobić z niego parawan.
 Zsunęłam się niżej na krześle, zakryłam się i dyskretnie pod stolikiem napisałam smsa do Twiggy: "Zabiję cię!!!".
 Przejrzałam wszystkie dania i potrawy pięć razy, po czym zamknęłam menu i powiedziałam, że chcę tylko sok. Uświadomiłam sobie, że przy takiej flei nie dałabym rady zjeść dobrego obiadu, bo obrzydziłby mi nawet burito, które wprost kochałam.
 - A jak sobie radzisz w szkole? Jaki dział przerabiacie na matematyce? - zapytał chłopak, przerywając głuchą ciszę.
 - Żebym sama wiedziała... - szepnęłam sama do siebie, kręcąc kosmyk swoich rudych włosów na palcu.
 Nie wiedziałam o czym gadać z kolesiem. Nastała cisza, więc on dopytywał się o szkołę! Może gdybym mu zdradziła, że mam zaległości z gimnazjum to by odszedł i nie musiałabym dłużej udawać zainteresowania wszystkim bzdurami o jakich mówił. Co mnie interesowało ile konkursów historycznych wygrał, że przeszedł na najwyższy stopień w konkursie matematycznym? Dla mnie te rzeczy wcale nie miały znaczenia. Koleś totalnie przynudzał, miałam go dość po 10 minutach. Niestety, po 50, straciłam cierpliwość.
 - Eddy, było miło, ale teraz muszę już iść. Muszę pomóc siostrze z kolacją. - Wstałam z krzesła, poprawiając swoją letnią sukienkę i zabrałam torbę z podłogi, wieszając ją na ramię.
 - Rozumiem. Mam nadzieję, że się jeszcze kiedyś spotkamy. - Uśmiechnął się, pokazując swojego żółte, duże, końskie zęby.
 - Taa.. Cześć.. - Uśmiechnęłam się i odeszłam, oddychając z ulgą, że w końcu mogłam przestać zachowywać się sztucznie i nienaturalnie, żeby nie zrobić przykrości chłopakowi.
 Podeszłam do stolika naszej paczki, gdzie nagle każdy zainteresował się menu. Stanęłam nad Twiggy i zabrałam jej kartę z rąk.
 - O co chodzi? - zapytała, udając, że nie wie, po czym zaczęła się śmiać, tak samo jak chłopaki. Dobrze, że Eddy wyszedł zaraz po tym jak wstałam od stolika, bo nie usłyszał wrednych śmiechów moich przyjaciół.
 - Odbiło ci?! Co to miało być?! - krzyczałam szeptem, żeby nie robić scen w restauracji.
 Czekałam parę minut, żeby mogli złapać oddech i przestać się śmiać, ale z każdą następną sekundą także na mojej twarzy też pojawiał się uśmiech, a za wszelką cenę chciałam im pokazać, że byłam wściekła. Urządzili tę pseudo randkę, żeby się dobrze bawić i robić ze mnie idiotkę. Udało im się. Czułam się jak kretynka, kiedy Eddy mówił do mnie słowami, których nie rozumiałam, jakbym innym językiem mówił.
 - To jest nasza tradycja. Każdy nowy członek naszej paki jest tak witany. - Pospieszył z wyjaśnieniami Mike. - Wymyślił to Alvin jak ubłagał mnie, żebym się spotkał z jego kuzynką... Nigdy więcej nie spotkam się z nikim z jego rodziny... Druga rodzina Adamsów... - Szatyn wywrócił oczami i potrząsnął lekko głową. - Wytrzymałem godzinę i 20 minut... Później to samo było z Twiggy - marne 13 minut, Nate - 36 i ty - 51 minut. I w ten sposób zagwarantowałaś sobie drugie miejsce, a nasza Twiggy jest ciągle na szarym końcu. - Posłał dziewczynie znaczący uśmiech.
 - Nie moja wina, że mi takiego kretyna wybrałeś! - krzyknęła dziewczyna, opierając się o krzesło.
 - To ja miałem najgorszą partnerkę, a i tak najdłużej wytrzymałem!
 - Skoro miałeś najgorszą to dlaczego tak długo z nią siedziałeś? - zapytałam zainteresowana, patrząc na szatyna, dyskretnie rzucając przelotne spojrzenia na Nate'a.
 Chłopak siedział spokojnie przy stoliku, nie dołączając się do rozmowy. Próbował zachowywać się normalnie, żeby nie budzić podejrzeń, że ma problem, o którym nie raczył powiedzieć nikomu. Udawał śmiech, uśmiechał się, choć to wszystko było na pokaz. Nie kontaktował się ze mną przez ostatnie dni, zaczynało mi brakować jego obecności. Mile mnie zaskoczyło, gdy pojawił się w restauracji, jednak mógł przyjąć trochę inną postawę.
 - Bo się bałem. Ona była wielka i gdybym powiedział, że idę, rzuciłaby się na mnie. A mięśnie miała większe od moich. Chyba 100kg podnosi na sztandze. - Faktycznie, Mike był drobniejszy niż Alvin i Nate, choć patykowaty nie był. Ludzie najbardziej lubili go za jego poczucie humoru, ponieważ potrafił największego smutasa rozbawić, a każdego zwalał z nóg dowcipami mówionymi po wypiciu kilku kieliszków alkoholu. Wtedy miał jeszcze więcej ciekawych rzeczy do powiedzenia. Także jak mówił poważnie, ludziom cieszyły się michy, bo tak na nich działał.
 Chłopaki zaczęli wyśmiewać Mike i kpić z niego, a on nie pozostawał im dłużny. Nawet Twiggy przyłączyła się do tej kłótni. Jedyną osobą, która utrzymywała dystans, byłam ja. Niestety, nie zżyłam się z nimi tak bardzo, żeby w każdym zdaniu nazywać ich pieszczotliwymi ksywkami jak: kretyn, idiota - tak jak oni na siebie nawzajem mówili.
 - O której masz ten samolot? - zapytał po jakimś czasie Alvin, spoglądając na Nate'a.
 Mój wzrok od razu powędrował na chłopaka. Zaczęłam mu się bacznie przyglądać, a brunet, wyraźnie zakłopotany tym pytaniem, spojrzał na mnie z miną jakby chciał powiedzieć "przepraszam".
 - Jaki samolot? - zapytałam, kiedy nikt inny nie ośmielił się wypowiedzieć.
 - Nie wiesz? Nate leci do Chicago odwiedzić tatusia - powiedział wesołym tonem Mike. - Nie powiedziałeś jej?
 Dopiero, kiedy Twiggy zmierzyła go wzrokiem, chłopakowi zniknął uśmiech z twarzy i zamknął swoje usta, żeby nie palnąć kolejnej głupoty.
 - Ja też się dowiedziałam dopiero wczoraj - dodała brunetka, chcąc złagodzić sytuację.
 Nate ciągle siedział, odwracając szklankę w ręce, a wzrokiem błądził po kremowych ścianach restauracji. Nie skomentował tej sprawy ani jednym słowem, znów nie chcąc zdradzić mi żadnego szczegółu ze swojego życia. Ciekawiło mnie dlaczego teraz zmieniał swoje zdanie i chciał do niego polecieć; czy to ojciec go zaprosił, czy to po prostu kolejny głupi i nieprzemyślany pomysł nastolatka? Nie wypytywałam go. Wiedziałam, że skoro sam nie zacznie mówić, nie uda mi się tego od niego wyciągnąć. Nie chciałam doprowadzić do kolejnej kłótni, dlatego próbowałam zapomnieć, że cokolwiek usłyszałam. Głupi charakter Nate'a... Czy ja dałam mu podstawę, żeby mi nie ufać? Znaliśmy się krótko, ale przecież ja bym go nigdy nie oszukała.


Zawsze muszę się w coś wkopać ;/ Teraz nawet nie wiem w co! 
Kolejny stresujący dzień przede mną. Módlcie się, aby przeżyła tą "próbną maturkę" (Super. Sobota. 9 rano. Sobie pośpię...). Przed takim gównem się stresuję, a co będzie na prawdziwej? Mother of God... R.I.P.+
I sorki za tamten żarcik. Niektórzy po terminie go zobaczyli:D