sobota, 1 czerwca 2013

Część 19.

 Wcale nie czułam się tak strasznie przerażona. Co prawda, bałam się, ale udawało mi się utrzymać zdrowy rozsądek. Coś się zmieniło od tamtego razu. Teraz byłam gotowa walczyć o wolność, a podanie się było ostatnie, co zamierzałam zrobić.
 Nudziłam się, czekając na Nate'a. Miałam pewność, że chłopak się zjawi i mnie nie zostawi w ich rękach. Przecież on zawsze się zjawiał. To była tylko kwestia czasu. Jedyne, co mnie martwiło to to, że nie będzie próbował się z nimi dogadać tylko "weźmie sprawę we własne ręce" i pięściami będzie rozwiązywał ten problem.
 Chodziłam z jednego kąta do drugiego, kiedy nagle głośne i nerwowe pukanie do drzwi wejściowych zmusiło mnie do zatrzymania się.
 - Gdzie ona, kurwa, jest?! - Usłyszałam podniesiony głos Nate'a, a potem głośny huk trzaskających drzwi.
 - Nic jej nie jest. Jeszcze. - Zaznaczył wyraźnie jeden z tamtych facetów.
 Przysłuchiwałam się ich kłótni przez zamknięte drzwi. Każde słowo doskonale było słychać w drugim pokoju. Poza tym mogłam sobie tylko wyobrażać jak Nate'em rzucało i jak bardzo chciał pobić tego człowieka. Gdy był wściekły, najpierw działał, a dopiero potem myślał. Znałam go już wystarczająco. I dlatego bałam się, że przez swój wybuchowy charakter sprowadzi na nas większe problemy.
 - Mów czego chcesz i zostaw nas w spokoju - wycedził stanowczo chłopak.
 - Ja od ciebie nic nie chcę. To ktoś inny chciał z tobą pogadać.
 Jeszcze jedna osoba? Myślałam, że to właśnie dla tego faceta pracują tamci trzejj, a tymczasem okazało się, że oni pomagają komuś innemu? Powoli zaczynałam się w tym wszystkim gubić. Jedyne, co wiedziałam to to, że Nate doskonale zdawał sobie sprawę z kim ma do czynienia i że nie pierwszy raz widzi tego człowieka na oczy.
 - Mogłem się spodziewać, że ty za tym siedzisz. - Westchnął głośno brunet. - Tylko ty upadasz tak nisko.
 - Jesteś strasznie przewidywalny, synku. Wiedziałem, gdzie uciekniesz. - Ktoś zaśmiał się donośnym basem jaki pierwszy raz słyszałam.
 Czy ja dobrze usłyszałam? "Synku"? Tam za ścianą stał ojciec Nate'a?! Ciężko mi było w to uwierzyć. Ten sam człowiek, który pobił swoje dziecko? Prowadził nielegalne interesy, a z obawy przed policją, ośmielił się nawet zabić własną żonę?! Ten kochający i czuły ojciec?!
 - Zamknij się. Gdzie jest Jenny?
 - Powoli. Miałeś chyba coś do zrobienia zanim zwiałeś. Więc?
 - Okej, wypuść dziewczynę to się dogadamy. - Chłopak postawił warunek, a jego ojciec wybuchł śmiechem.
 Byłam pod wrażeniem. Cholernie miło mi się zrobiło, kiedy Nate ciągle domagał się, aby puścił mnie wolno. Żałowałam wszystkiego, co powiedziałam wcześniej, bo zdałam sobie sprawę, że on umyślnie mnie od siebie odpychał, żebym nie wpadła przez niego w kłopoty. To dlatego nie odbierał telefonów, a potem urządził mi niespodziewanie awanturę, że wpycham nos w nieswoje sprawy. On próbował mnie oszczędzić. Pocieszające, jednak zależało mu na moim dobru.
 - Mam inny pomysł. Najpierw zrobisz to, co ci kazałem, a potem ją puszczę.
 - Chyba śnisz! - Nate od razu się nie sprzeciwił. - Przecież ty nigdy nie dotrzymujesz słowa! Dziewczyna idzie ze mną!
 - Zgoda - powiedział po długim śmiechu. - Razem to zrobicie. Tylko tak będę pewny, że nie pójdzie na policję.
 - Żartujesz, prawda? Odbiło ci do reszty! - krzyczał chłopak. - Nie zgadzam się!
 - Dałem ci dwie możliwości. Na co jeszcze liczysz? - Ojciec Nate'a znów się zaśmiał.
 - Jesteś zwykłym skurwysynem. Nic się nie zmieniłeś.
 Nagle drzwi, o które się opierałam, nieoczekiwanie się otworzyły, co zmusiło mnie do kroku do przodu. Ledwo udało mi się utrzymać równowagę. Gdy spojrzałam do góry, zobaczyłam wysokiego, szczupłego mężczyznę z czarnymi włosami zaczesanymi do tyłu. W prawej ręce trzymał papierosa.
 - Jaka urocza - powiedział ojciec Nate'a z fałszywym uśmiechem, po czym złapał mnie za policzki, siląc się na uprzejme gesty, co ja odebrałam jako objaw znęcania się. Od razu ruszyłam głową, żeby uwolnić swoją twarz od tych tortur.
 - I zbyt mądra, żeby bawić się w twoje chore gierki! - krzyknął Nate, podchodząc do mnie. Stanął przy mnie jakby był moim ochroniarzem. W tej sytuacji mogłam liczyć tylko na niego.
 - Pozwól, że sama zdecyduje. Złotko, wolisz zostać tu ze mną czy razem z Nate'em się gdzieś włamać? - zapytał, nie owijając w bawełnę.
 Spojrzałam na Nate'a. Chłopak głośno westchnął i błądził wzrokiem po szarych, obdrapanych ścianach pomieszczenia.
 Decyzja jak dla mnie była łatwa do podjęcia. Siedzenie z tymi psychicznymi ludźmi to był ostatni wariant jaki bym wybrała. Wolałam popełniać przestępca z chłopakiem, w którym byłam zachowana. Przynajmniej zostalibyśmy razem ukarani.
 - Idę z Nate'em - powiedziałam szeptem, patrząc na chłopaka. Nie był zadowolony z tej wiadomości.
 - To do roboty dzieciaki, szkoda czasu. Słodziutka, mój syn wszystko ci wyjaśni po drodze. - Znów zwrócił się do mnie jak dobry wujek, przesadnie słodząc. Z ust mordercy każde słowo wydawało się przekleństwem. - Chłopaki was odwiozą pod właściwy adres. Nie pozostaje mi nic innego jak życzyć wam szerokiej drogi.
 Kiedy przywódca gangu (bo chyba mogłam ich tak nazwać) skończył swój koszmarny monolog, złapał mnie swoją zimną ręką za podbródek i spoglądał na mnie wzrokiem jakby miał ochotę mnie przelecieć. Poważnie się wystraszyłam jego miny. Nie tylko ja. Zdenerwowany Nate złapał ojca za rękę i odchylając ją w drugą stronę, mierzył go wzrokiem, a ten odpowiedział mu tylko śmiechem.
 - Uspokój się, synek, zanim faktycznie nabiorę na nią ochoty. - Śmiał się szaleńczo. Facet poważnie był chory.
 Brunet nie odezwał się słowem do swojego ześwirowanego ojca. Wstyd mu się zrobiło, że taki idiota był jego ojcem. Objął mnie ramieniem jakby był dodatkowym pancerzem obronnym i prowadził mnie na zewnątrz. Dwóch kolesi, którym ojciec Nate'a rozkazał nas śledzić, szli za nami krok w krok, aż w końcu zaprowadzili nas do czarnego Jeepa, którym jechałam wcześniej. Weszłam do środka, zajmując tylne miejsce koło Nate'a.
 Przez całą drogę towarzyszył nam odgłos silnika. Nikt z obecnych nie zabrał głosu, a Nate ciągle patrzył przez okno, unikając mojego spojrzenia. Popełniłam błąd, wybierając włamanie zamiast zostania w tamtym miejscu? Nie wydawało mi się.
 - Wysiadać. To tamten dom. - Dopiero, kiedy samochód się zatrzymał, kierowca zabrał głos.
 Stanęli spory kawałek od celu, żeby nie zostać nagranym przez kamery, które mogły być gdzieś umiejscowione. Brunet nie przejmował się, że możemy zostać nagrani na płycie. Podszedł do bramy, nie sprawdzając zabezpieczeń.
 - Może chcesz tu zostać i na mnie poczekać? - zapytał, próbując otworzyć bramę.
 - Nie... Idę z tobą. Dam radę. - Chłopak nie spostrzegł, że pod maską uśmiechu ukrywałam śmiertelne przerażenie.
 Z podziwem patrzyłam jak Nate umiejętnie łamie kod przy bramie wjazdowej, a potem metalowe wrota automatycznie się odsuwają, odsłaniając nam drogę.
 - Jak wolisz. Tylko niczego nie dotykaj, nie świeć światła i uważaj na siebie. - Dodał chłopak, zdecydowanym krokiem wchodząc do środka. W równie sprytny sposób poradził sobie z zamkiem w drzwiach. Zupełnie tak jakby włamania do domów miał opanowane do perfekcji. Był ekspertem w te klocki.
 - A tak w ogóle to co mamy znaleźć? - zapytałam szeptem, kiedy znaleźliśmy się w domu.
 - Szarego pendrive'a Sony - odpowiedział także szeptem.
 - Bułka z masłem. Co to za problem znaleźć małego pendrive'a w tak wielkim domu? - zapytałam z sarkazmem, oglądając wnętrze budynku.
 Już z zewnątrz wiadome było, że właściciel nie klepie biedy i stać go na każdą zachciankę. Duża willa ogrodzona wysokim ogrodzeniem, pod same drzwi prowadziła równo wyścielona kostka brukowa, a cały dom był oświetlony jak lotnisko. Spodziewałam się, że w środku zobaczę drogocenne dzieła sztuki, olbrzymie schody ze złotą poręczą, a wielki, kryształowy żyrandol nie będzie zaskoczeniem.
 - Ja ogarnę dół, a ty górę, zgoda? - zapytał, podając mi latarkę i rękawiczkę. - Będzie szybciej.
 Zgodziłam się kiwając twierdząco głową, chociaż wolałam nie rozstawać się z Nate'em i przeglądać te same pomieszczenia, co on. To było moje pierwsze włamanie do czyjegoś domu. Wiedziałam, że będę czuć się niepewnie i bać, że ktoś nas przyłapie. Byłam świadoma swojego strachu, zawsze chciałam być odważniejsza i udowodnić, że potrafię ryzykować, ale takie ryzyko zbyt wiele mnie kosztowało.


Ciąg dalszy nastąpi :)