piątek, 10 maja 2013

Część 16.

 Odwróciłam się w ułamku sekundy, zaciskając ręce w pięści w razie konieczności obrony, choć nie wiem jak mogłabym dać sobie radę sama, i wtedy moim oczom ukazała się bardzo znana mi osoba. Niemal krzyknęłam, gdy go zobaczyłam. Nie z radości. Z przerażenia.
 - Boże, Nate! Jak ty wyglądasz?! Co się stało?! - Zrobiłam krok w jego stronę, żeby bliżej przyjrzeć się ranom na jego twarzy.
 Całą buzię miał posiniaczoną, podbite oko, zaschniętą krew przy nosie, a także nadciętą wargę. Jego ubranie też było przemoknięte, zniszczone, brudne i zakrwawione w niektórych miejscach. Nie wiedziałam, co powinnam zrobić w tej sytuacji. Ten widok odjął mi mowę. Badawczym wzrokiem obserwowałam chłopaka, a on stał w bezruchu, wpatrując się we mnie błagalnie.
 - Możemy pogadać? Proszę? - zapytał nieśmiało, a przecież nie musiał. I tak nie pozwoliłabym mu odejść w takim stanie.
 - Jasne... Chodź. - Złapałam chłopaka za rękę i powoli zaprowadziłam go za dom, gdzie usiedliśmy niedaleko basenu na ławce pod oknem pokoju, w którym na pewno nikt nie siedział. Nie chciałam, żeby ktokolwiek zobaczył Nate'a. Najpierw sama chciałam się dowiedzieć, o co chodzi.
 - Jenny...? Mogę się u ciebie zatrzymać na parę dni? - zapytał szeptem, a ja się tego pytania kompletnie nie spodziewałam.
 - A nie powinieneś pojechać najpierw do szpitala? To wygląda okropnie... Albo na policję? Kto ci to zrobił? - Nie ukrywam, że najbardziej na to ostatnie pytanie chciałam uzyskać odpowiedź.
 - Daj mi spokój ze szpitalem. A tym bardziej z policją - odpowiedział, wykrzywiając się i wywracając oczami. Nate jakiego znałam - nie chciał, żeby ktokolwiek mu pomagał, tym bardziej darował sobie pogawędki z policją.
 - Skoro nie chcesz iść do szpitala ani na policję to jak mam wytłumaczyć ojcu, co się stało? On na pewno tak tego nie zostawi.
 - Miałem nadzieję, że mu nie powiesz...
 - O czym? O pobiciu czy o tym, że zostajesz u mnie na noc?
 - O tym i o tym. Do wyboru miałem ciebie, Twiggy, Mike'a i Alvina. A z nich wszystkich ty masz największy dom, więc łatwiej się ukryć.
 Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Wydawało mi się, że chłopak wciągnął się w coś niedobrego, nie umiał sobie poradzić, dlatego zdecydował się ukryć. Gdzieś, gdzie nikt nie będzie go szukał... Próbowałam odgadnąć, spróbować się czegoś dowiedzieć, ale chłopak nie chciał się otworzyć. Nie wiedziałam czy mi nie ufał, czy nie chciał się wyżalać. Trudno było go rozszyfrować. A ja nie zdawałam sobie wtedy sprawy w co się wplątałam, kiedy zgodziłam się na jego propozycję...
 - Zamierzasz się chować? Co ty zbroiłeś? - zapytałam, a brunet od razu mnie spławił.
 - Nic. Naprawdę nic. Nie martw się - odpowiedział ogólnie. Słowa "nie martw się" wcale mnie nie uspokoiły. Najpierw zniknął bez słowa, teraz to, więc co potem?
 - Jak mam się nie martwić? Poleciałeś do ojca, wracasz pobity, nie chcesz iść na policję, ukrywasz się... - Zaczęłam powoli dopasowywać każdy element do siebie, skupiając się na tym, co mówię i udało mi się dojść tylko do jednego wniosku. - O Boże... Twój ojciec ci to zrobił? - zapytałam, a chłopak głośno wypuścił powietrze z płuc i oparł głowę o ścianę domu.
 - Dobrze kombinujesz. Niedługo wszystko odgadniesz i okażesz się bystrzejsza od policji... - odpowiedział ze wzrokiem utkwionym w niebo. W jego głosie była odrobina kpiny i sarkazmu, ale wiedziałam, że zgadłam.
 - Żartujesz... Dlaczego on ci to zrobił?
 - Jenny, jestem zmęczony... Od kilku dni nie spałem... - Uciekał od tego tematu. Za wszelką cenę chciał pozostawić to bez komentarza.
 Chłopak wstał z ławki i stanął nade mną, czekając, aż zrobię to samo i zaprowadzę go do pokoju, w którym mógł się ukryć. W ten sposób przerwał ten drażniący temat rozmowy i w dalszym ciągu nie puścił pary z ust. Zupełnie tak jakby za zdradzenie, co właściwie zaszło w tym Chicago, groziła kara śmierci. Ale zamierzałam poznać prawdę, choćbym miała go ciągnąć za język cały jutrzejszy dzień.
 - Nie wierzę, że się na to zgadzam... Jak nas mój ojciec zobaczy, będziemy mieć przekichane - szepnęłam, otwierając powoli drzwi wejściowe.
 - Ale chyba nas nie pobije, co? - Chłopak wysilił się na blady uśmiech, ale wcale go to nie śmieszyło. Mnie też nie.
 Weszliśmy do środka najciszej jak mogliśmy. Nie świeciłam nawet światła, żeby nie obudzić ojca i siostry. Zamiast tego świeciłam telefonem po schodach, żeby Nate mógł trafić na schodki i bez żadnej wpadki dojść na górę. Czailiśmy się jak złodzieje. Ja ciągle szłam przodem, a Nate parę kroków za mną, żeby móc zdążyć się cofnąć, gdyby ktoś wyszedł z naprzeciwka. Na szczęście udało nam się prześliznąć do jednego z pokojów, w którym nikt nie spędzał czasu, a przygotowany był, gdyby ktoś zdecydował się zostać u nas na noc. Na łóżku położyłam mu poduszkę i koc, które znajdowały się w szafie w tym samym pomieszczeniu.
 - Naprawdę jestem ci wdzięczny - powiedział chłopak, kiedy kładłam koc.
 - Tak jak ja tobie kiedyś. - Posłałam mu uśmiech.
 Nate usiadł koło mnie, kiedy nagle zaburczało mu w brzuchu tak głośno, że mógłby zbudzić wszystkich domowników.
 - Od kilku dni też nie jadłem... - Wyjaśnił, uśmiechając się delikatnie.
 Kiwając z niedowierzania głową, wstałam z łóżka i przymykając za sobą drzwi, zakradłam się z powrotem na parter do kuchni, gdzie musiałam zrobić szybko kilka kanapek dla swojego nocnego gościa. Spodziewając się, że chłopak był tak głodny, że zjadłby konia z kopytami, zrobiłam cały talerz kanapek i gorącą herbatę. Niefortunnie upuściłam nóż, który upadając na płytki, narobił trochę hałasu. Miałam nadzieję, że zbyt mało, aby kogoś obudzić.
 Wyszłam z kuchni, gasząc światło barkiem, a potem na pamięć szłam w ciemności po schodach, uważnie stawiając kroki, kiedy nagle lampa na ścianie się zaświeciła, a na szczycie zobaczyłam ojca, który stał z założonymi rękoma przy ostatnim schodku. Bałam się, że odkrył naszą tajemnicę.
 - Jenny, dlaczego ty nie śpisz? - zapytał zaspany, patrząc na mnie z góry.
 - O, tato... Yyyy... Po prostu zgłodniałam... - Uśmiechnęłam się szeroko, aż wyglądało to nienaturalnie. Ojciec mógł się łatwo domyśleć, że coś kombinowałam, bo nigdy nie jadłam po nocy. Zwłaszcza takiej ilości kanapek.
 - I zamierzasz to wszystko zjeść? - zapytał, wskazując ruchem głowy na pełen talerz, który trzymałam w prawej ręce.
 - Taaa... Umieram z głodu... To dobranoc. Śpij smacznie... - Ominęłam ojca, próbując zachowywać się w miarę normalnie, po czym zniknęłam za drzwiami swojej sypialni. Dopiero po paru minutach odważyłam się wyjrzeć na korytarz i przejść niezauważalnie do drugiego pokoju.
 - Z kim gadałaś? - Ciekawił się chłopak, siedząc po turecku na łóżku.
 - Z tatem... Usłyszał jak mi nóż spadł. - Podałam koledze talerz, ale nie usiadłam obok niego. - Lepiej wracam do siebie, zanim się zorientuje, że mnie tam nie ma. Dobranoc. - Rzuciłam, zbliżając się do wyjścia.
 - Dziękuję - szepnął chłopak, kiedy przekraczałam próg.
 Ułożyłam się w swoim łóżku, próbując zasnąć. Minęło trochę czasu zanim udało mi się zmrużyć oczy i zasnąć chociaż na chwilę. Dochodziła już druga w nocy, a ja przewracałam się z boku na bok, co chwilę poprawiając poduszkę. Otworzyłam nawet okno, żeby wpadło więcej świeżego powietrza. Dopiero wtedy udało mi się zasnąć.
 Nie spałam długo. Po jakimś czasie coś przerwało mój sen, a kiedy zobaczyłam nad sobą czarną sylwetkę, prawie krzyknęłam, ale osoba ta wykazała się szybszym refleksem i przyłożyła swoją dłoń do moich ust.
 - Spokojnie, to ja - powiedział Nate, zabierając rękę.
 - Odbiło ci! - krzyknęłam szeptem, żeby nikt nas nie usłyszał.
 - Nie mogę zasnąć. - Zrobił minę jak pięciolatek, po czym bez zapowiedzi władował mi się do łóżka.
 - I myślisz, że tutaj ci się uda? - zapytałam z lekkim uśmiechem, podpierając głowę na łokciu. Patrzyłam jak Nate udawał dzieciaka i jak bezbronny leżał z głową wtuloną w poduszkę. - Dlaczego nie chcesz mi powiedzieć? - Wróciłam do poprzedniego tematu, naiwnie wierząc, że właśnie po to chłopak tu przyszedł - żeby mi o wszystkim powiedzieć, bo nie miał już siły, żeby trzymać to w sobie.
 - Może dlatego że nie jestem gotowy? - odpowiedział pytaniem na pytanie. - Nie chce o tym mówić. Nie wiem nawet jak.
 - Boisz się? - Widziałam strach w jego oczach, choć trudno było czymkolwiek przerazić tego chłopaka. Więc musiało stać się coś okropnego...
 - Pierwszy raz w życiu. Ale nie o siebie, tylko o to, że coś może się stać osobom, które nic złego nie zrobiły. Np. tobie.
 - O mnie się martw. - Znów się uśmiechnęłam, żeby trochę rozweselić chłopaka. - Z resztą nie może być tak źle. Zobaczysz, że jakoś się to ułoży.
 - Chciałbym w to wierzyć... - szepnął.
 Niedługo potem oboje zasnęliśmy. Nawet nie wiedziałam, kiedy to się stało. Sama byłam już wyczerpana i chciałam spać. Dziwiłam się jak Nate mógł wytrzymać tyle dni bez spania i jedzenia. Co on przez cały ten czas robił? Dlaczego nie chciał mi o niczym powiedzieć? I jak on wrócił z Chicago, skoro nie miał przy sobie niczego? Ani telefonu, ani kasy? Był tylko w tych obdartych i zaplamionych ubraniach. Na pewno nikt nie zgodziłby się podwieźć takiego człowieka w swoim samochodzie. Musiałam się tego wszystkiego dowiedzieć tak szybko jak to możliwe.


Miałam takie ambitne plany, żeby pospać do 11, a od 8 już mam oczy otwarte. Więc leżąc ciągle w łóżku, postanowiłam dodać ten rozdział. Wczoraj byłam zbyt padnięta. Pozdrawiam :*
I jeszcze tak, żeby się pośmiać, pooglądajcie: <too> (pisze że trwa ponad godzinę, ale to się powtarza milion razy to samo:D)