czwartek, 6 czerwca 2013

Część 20.

 Ostrożnie weszłam do pierwszego pokoju znajdującego się na pierwszym piętrze. Rozejrzałam się uważnie po pomieszczeniu i zaczęłam przetrząsać każdą szufladą w poszukiwaniu szarego pendrive'a. Zajęcie było prawie niemożliwe do wykonania. Tak małą rzecz można było wszędzie schować, a przekopanie tej willi zajęłoby nam kilka dni. Na dodatek musieliśmy to robić po ciemku i ostrożnie, żeby nie zostawić po sobie żadnych śladów w domu, do którego się włamaliśmy.
 Minęła już godzina, a my nadal niczego nie znaleźliśmy. Przeszukałam nawet szufladę z bielizną, sprawdzając każdą skarpetkę, ale tego cholernego pendrive'a nigdzie nie było! Zaczęłam przypuszczać, że właściciel miał go przy sobie.
 Kiedy straciłam nadzieję, że znajdziemy to, co szukaliśmy, zrezygnowana uchyliłam ostatnie drzwi - do łazienki. Święcąc latarką po podłodze zauważyłam czyjąś nogę. Szybko oświetliłam całe ciało i to, co zobaczyłam wprowadziło mnie w takie osłupienie, że nie mogłam wykrztusić ani jednego słowa! Około 30-letni mężczyzna leżał na plecach w kałuży czerwonej mazi, a cała jego koszulka była przesiąknięta krwią. Od tego widoku dostałam zawrotów głowy! Przerażona podeszłam do niego i chcąc sprawdzić jego puls, ściągnęłam rękawiczkę i przyłożyłam palce do jego szyi. Nie potrzebnie się łudziłam. Od początku wiedziałam, że został śmiertelnie postrzelony! A jednak mimo to, zdecydowałam się go dotknąć przez co wybrudziłam swoje palce krwią. Jak idiotka wytarłam rękę w podłogę i nagle w całym domu zaczął wyć alarm. Przestraszona od razu podniosłam się do pozycji wyprostowanej, a hałas alarmu wybudził mnie z letargu i oświeciło mnie, że nasze problemy się dopiero teraz zaczęły.
 - Jenny! Mam! Możemy spadać! - krzyczał Nate.
 Nie umiałam mu odpowiedzieć. Nawet jego słowa do mnie nie docierały. Trzęsąc się ze strachu, podpierałam ścianę w łazience, ciągle patrząc się na ludzkie zwłoki! W życiu nie widziałam tylu krwi! W życiu nie widziałam zastrzelonego człowieka!
 - Nie słyszysz alarmu?! Musimy spadać! - Ciągle krzyczał Nate, kiedy zauważył mnie przy wejściu do łazienki.
 - Chyba mamy problem... - szepnęłam, nie odrywając wzroku od tego mężczyzny.
 Brunet, nie wiedząc, o co mi chodzi, musiał na własne oczy się przekonać, czy problem faktycznie oznaczał problem, czy to raczej kolejny wytwór mojej paranoi.
 - O kurwa mać... - Przeklął chłopak, łapiąc się za czoło.
 - I co teraz?
 - Nic. Niby co mamy zrobić? Nie przywrócimy go do żywych, a jak ktoś nas tu zaraz złapie, to będziemy mieć przejebane. Spadamy. - Nate złapał mnie za rękę i szybko wyprowadził na zewnątrz. 
Szybko spostrzegłam, że chłopak był równie przerażony, co ja. Jednak jemu udało się trzeźwo myśleć. Przynajmniej tak mi się wtedy wydawało.
 Dobiegliśmy do bramy, kiedy okazało się, że samochodu, którym nas przywieźli, już nie było. Co gorsze, z oddali słychać już było syreny policyjne. Wydawało mi się, że jesteśmy w pułapce i bez trudu nas złapią. Dzięki Nate'owi próbowaliśmy uciekać. Gdybym była skazana tylko na siebie, stałabym przed tym domem jak cielę, a moja mina mówiłaby: "Oddaję się w wasze ręce". To chłopak złapał mnie za rękę i prowadził za dom, aż do wysokiej bramy.
 - Wskakuj. - Nastolatek splótł ze sobą palce, robiąc "stopień", żeby ułatwić mi przejście przez ogrodzenie. - No szybko, Jenny, do cholery! - poganiał mnie, tracąc cierpliwość.
 Zrobiłam to, o co mnie prosił. Z jego pomocą bez problemu udało mi się przeskoczyć na drugą stronę chociaż nadal ubrana byłam w denerwującą letnią sukienkę i koturny, które ściągnęłam jak tylko przeskoczyłam na drugą stronę. Później przyglądałam się jak Nate zgrabnie wskoczył na siatkę i przeskoczył ją jak akrobata, lądując równo na nogi.
 Rzuciliśmy się biegiem przed siebie, nie wiedząc nawet dokąd biegliśmy. Chcieliśmy jak najszybciej znaleźć się jak najdalej od tego miejsca w taki sposób, żeby nikt nas nie zobaczył. Dlatego biegliśmy ile sił w nogach przez czyjeś posesje, ciagle przeskakując przez bramy. Ze strachu nie czułam nawet, że złapała mnie kolka. Byliśmy już naprawdę daleko, kiedy zdecydowaliśmy się zatrzymać.
 - A co... A co jeśli on miał... monitoring? - zapytałam, z trudem łapiąc powietrze i próbując wyrównać oddech.
 - Miał. Zaraz na początku usunąłem zapis i wyłączyłem wszystkie kamery - pocieszył mnie chłopak, ale mimo to nadal miałam wrażenie, że policja nas znajdzie.
 - Widzę, że rozmawiam ze specjalistą w tej dziedzinie.
 - Nie jestem z tego szczególnie zadowolony. Gratulacje zachowaj dla siebie.
 - Powinniśmy tam wrócić... - szepnęłam, patrząc błagalnie na chłopaka.
 - Na jaką cholerę?! Dobrze się czujesz? - zakpił brunet, patrząc na mnie jak na wariatkę.
 - Musimy im powiedzieć o twoim ojcu i o tym, do czego cię zmuszał! Później będzie za późno na tłumaczenia! - Próbowałam przemówić chłopakowi do rozumu, bo dla mnie przyznanie się było najlepszym wyjściem z tej dramatycznej sytuacji. Dla niego o wiele ciekawsze było kontynuowanie tej szopki i pakowanie się w kolejne kłopoty.
 - Boże, Jenny! Na jakim ty świecie żyjesz?! Myślisz, że jak pójdziesz na policję to oni tak bez problemu w ciągu dwóch minut władują ich do pierdla?! Zanim go znajdą, ludzie mojego starego dopadliby nas sto razy i wtedy byś zobaczyła jak traktują zdrajców!
 - Nie widzisz, że on cię zastrasza?! Nic się nie stanie, jeśli o wszystkim powiesz wujkowi! On zrobi wszystko, żeby ci pomóc! - kontynuowałam.
 - To nie jest dobre wyjście!
 Dlaczego on musiał być taki uparty?! Nawet przez chwilę nie pomyślał o innym wyjściu z tej sytuacji! Gdyby się zastanowił, znalazłby tysiace innych wariantów!
 - No to jakie jest dobre?! Masz lepszy pomysł?! Bo póki co to tylko uciekasz i bronisz swojego ojca jakby faktycznie był tego wart! Nate, zrób coś w końcu, do cholery!
 - Zamknij się już! Mam dość twojej histerii! - krzyknął tak głośno, że od razu się zamknęłam i straciłam chęci na dalesze namawianie go. Zrozumiałam, że powinnam odpuścić, bo on nawet nie brał moich argumentów pod uwagę. Próbowałam mu tylko pomóc.
 Bez słowa usiadłam na jednej z ławek przy drodze, obserwując bruneta. Zastanawiałam się na jaki pomysł teraz wpadnie. Nie zamierzałam odzywać się ani słowem.
 Chłopak przez chwilę kręcił się koło czerwonego Subaru, po czym zaczął kombinować przy klamce. Po paru sekundach otworzył drzwi i wsiadł za kółko. Już wcześniej zauważyłam, że Nate nie potrzebował kluczyków, aby uruchomić silnik, tylko nie rozumiałam w jaki sposób to robił. Drutem? Wsuwką? Czy może miał specjalną blaszkę, która idealnie zastępowała mu klucze? Tak jak przypuszczałam, chłopak odpalił samochód i podjechał pod moją ławkę.
 - Wskakuj - powiedział, otwierając od środka drzwi pasażera. - Inaczej nie dostaniemy się pod twój dom, bo jest środek nocy. Właź zanim właściciel się obudzi. - Od całego tego włamania Nate mówił do mnie takim chłodnym tonem, jakby miał mi za złe, że dotrzymywałam mu towarzystwa. Wiedziałam, że nie chciał mnie w to mieszać, ale teraz za bardzo dawał mi do zrozumienia, że mu tylko przeszkadzam.
 Wywracając oczami, wstałam z ławki i weszłam do kradzionego samochodu, chociaż wcale mi się ten pomysł nie podobał. W ciągu jednej nocy złamałam prawo więcej razy niż w ciągu całego swojego życia. Chciałam iść na policję, bo mogliśmy się usprawiedliwić zastraszaniem, ale takie odkładnie tej wyprawy z jednego dnia na drugi, pogarszało naszą pozycję.



Jeszcze niedawno pisałam pod tym rozdziałem, że muszę coś w końcu napisać i proszę - minęły może dwie godziny, spięłam się i skończyłam to "dzieło". Napiszę jeszcze jakiś kawałek, co się dzieje dalej u bohaterów i będzie koniec "looove-is-blind". Ale zamierzam pisać dwa inne opowiadania. Jedno takie poważniejsze (już mam chyba 3 rozdziały), a drugie to raczej będzie na luzie i będzie przypominać moje życie, bo jak się okazało - dużo się w nim dzieje ostatnio :O Troszeczkę je podkoloryzuję i może coś ciekawego wyjdzie :D
.A teraz mogę się w końcu z Wami pożegnać, Dobranoc :*