piątek, 15 marca 2013

Część 9.

 Nie mogłam zgadnąć, co Nate'owi wpadło do głowy i dokąd chciał mnie zabrać. Postanowiłam mu zaufać, mając nadzieję, że nie pożałuję tej decyzji. Wsiadłam na motor chłopaka, objęłam go od tyłu i, ponieważ pierwszy raz jechałam na ścigaczu, zamknęłam na początku oczy, chcąc je otworzyć dopiero, gdy pojazd się zatrzyma. Jednak nie trzymałam się długo tej decyzji. Po krótkim czasie odważyłam się je otworzyć, żeby spojrzeć jak cały krajobraz zmienia się w wielką plamę. Nate nie dotrzymał obietnicy - nie jechał powoli jak go prosiłam. Próbował rozpędzić motor do maksymalnej prędkości.
 Dojechaliśmy na przedmieścia Miami. Nate zatrzymał się między budynkami mieszkalnymi w jakiejś mało przyjemnej dzielnicy. Domy były poniszczone, stare, rękami dało się odrywać tynk płatami, kwadratowa kostka wystawała na chodnikach, nikt nie zadbał, żeby droga była czysta jak w innych częściach miasta. Plątały się tam jakieś staruszki z siatkami z zakupami, plotkując o okolicy, od czas do czasu przeszedł jakiś nastolatek, który tak jak my zrobił sobie wagary. Poza tym okolica była nadzwyczaj cicha i spokojna.
 - Gdzie my jesteśmy? - zapytałam Nate'a, rozglądając się dookoła.
 - Tajemnica. - Uśmiechnął się tajemniczo i kładąc rękę na moich plecach prowadził mnie na wprost.
 Wzrokiem ciągle obserwowałam otoczenie, choć nie było tam niczego na czym można by było zawiesić wzrok na dłużej. Nie rozumiałam, jaką tajemnicę chował brunet.
 Dochodząc pod szary, obdrapany budynek bez okien, coraz głośniej było słychać śmiechy i różne głosy męskie i żeńskie. Nate zgrabnie wskoczył na duży, metalowy kontener na śmieci przylegający do tego budynku, a następnie usiadł na płaskim dachu budowli. Próbowałam zrobić to w taki sam sposób jak chłopak, jednak bez jego pomocy nie udało mi tam wejść. Razem dotarliśmy na dach starej kamienicy, gdzie siedziała grupka nastolatków - dwóch chłopaków i jedna dziewczyna. Jeden chłopak zajął miejsce na drewnianej skrzynce, dziewczyna leżała na betonie, śmiejąc się wniebogłosy, a drugi chłopak stał odwrócony do nas tyłem, trzymając ręce zaplątane za głową. Łatwo można było odnaleźć przyczynę ich świetnego humoru - kilkanaście pustych puszek po piwie plątało mi się pod nogami, a sześć pełnych stało jeszcze koło nich.
 - Zguba się znalazła! - krzyknął chłopak o brązowych włosach, siedzący na skrzynce. - I na dodatek przyprowadził kogoś... - kontynuował z takim samym wyrazem twarzy.
 Przyjrzałam się tej grupce. Wyglądali normalnie - żadne z nich nie wyróżniało się spośród tłumu przez dziwne stroje czy nietypowe fryzury. Uśmiechali się pogodnie, nikt nie zamierzał mnie stąd wygonić, posyłając pełne nienawiści spojrzenie. Pierwsze wrażenie zrobili pozytywne... gdyby nie te przerażające ilości puszek po alkoholu.
 - Jenny, poznaj Mike'a, Alvina i Twitty. - Nate przedstawił wszystkich po kolei, zaczynając od szatyna w czarnej koszulce, po krótkościętego bruneta aż do dziewczyny z długimi, prostymi i czarnymi włosami, która na chwilę przestała się histerycznie śmiać. Na jej twarzy pojawiła się sroga mina.
 - Mówiłam ci, żebyś tak do mnie nie mówił! - Dziewczyna z impetem rzuciła w Nate'a pustą, zgniecioną puszką, a chłopak próbował zrobić unik.
 - Ok, ok, ok! - Wyciągnął ręce przed siebie w poddańczym geście. - I poznaj Twiggy. - Poprawił się, posyłając dziewczynie znaczący uśmiech. - Nienawidzi jak ktoś zmienia jej imię - szepnął mi na ucho, żeby brunetka nie usłyszała.
 Niepewnie odpowiedziałam im krótkie "Cześć" i nadal trzymałam się blisko Nate'a i zajmowałam to samo miejsce, co on za każdym razem. Na początku czułam się niepewnie, nie wiedziałam o czym mam mówić... Nic mnie z nimi nie łączyło, byliśmy w końcu obcymi ludźmi. Cieszył mnie fakt, że każdy z tej czwórki był wygadany i to oni ciągle o czymś mówili i między nami nie było ani minuty krępującej ciszy.
 - Ty lepiej przestań gadać i rzuć browara nowej koleżance - powiedział Alvin do Mike'a, który miał najwięcej do powiedzenia, a z jego historii mało co zrozumiałam. Mimo to śmiałam się jak każdy.
 Zdziwiło mnie to, że zaproponowali mi piwo. Szczerze mówiąc to nigdy wcześniej nie piłam przez ograniczającą mnie ślepotę, która ciągle zabraniała mi świetnej zabawy. Próbowałam najpierw odmówić, ale wszyscy mieli takie miny, że w końcu uległam. Wypiłam pierwsze piwo w całym swoim życiu... Smakowało nie najgorzej.
 Czas z nimi minął szybko. Dogadywaliśmy się dobrze, że pod wieczór postanowiliśmy wpaść na jakąś imprezę do klubu. To oni wybrali lokum, bo ja nie miałam jeszcze zielonego pojęcia o żadnym, i ich wybór okazał się trafny. Miejsce już z zewnątrz przykuwało uwagę. Nietrudno było zignorować wielki, kolorowy, neonowy napis nad drzwiami i niewielką kolejkę ludzi - niektórzy wchodzili bez problemu, a niektórzy zostawali odesłani z powrotem - zazwyczaj jakieś pijackie mendy albo nastolatkowie, którzy nie mieli dokumentu potwierdzającego ich dorosłość. Tak samo jak my.* 
 - Dowód - powiedział do nas ochroniarz, stojący przy drzwiach.
 Rzuciłam okiem na chłopaków. Przecież nikt z nas nie miał 21 lat, więc jak zamierzali wejść do środka?!
 Wtedy każdy z nich wyciągnął z kieszeni jakiś "papierek" i dał go ochroniarzowi.
 - Dziewczyny są z nami - dodał Alvin, a ochroniarz, podnosząc wzrok na niego, ruchem głowy wskazał nam drzwi.
 Weszliśmy do wielkiej sali, zostawiając za sobą ludzi, którzy wejść chcieli, a nie mogli. Zastanawiało mnie tylko jak to możliwe, że nam udało się tam wślizgnąć. Nie powinniśmy zostać wpuszczeni.
 - Ile wy macie lat? - zapytałam chłopaków, kiedy byliśmy już na tyle daleko, żeby nas nie usłyszał żaden z ochroniarzy.
 - My dziewiętnaście - odpowiedział Mike z uśmiechem. - Alvin ma dwadzieścia.
 - To skąd macie dowody?
 - Są podrobione - powiedział Nate, kładąc dłoń na moim ramieniu.
 Podrobione dowody? To przestępstwo. Mieliby olbrzymie kłopoty, gdyby ktoś się zorientował.
 Z Nate'a był ciekawy okaz. Wyróżnił się spośród wszystkich moich znajomych z budy - te jego lekkomyślne wyczyny to nic innego jak zabawa albo głupota, w porównaniu do pozerów jakich znam. Tamci próbowali zaszpanować przed starszymi kolegami albo dziewczynami i pokazać jacy są dorośli, bo zapalili szluga, chowając się gdzieś za garażami.
 Oglądałam się we wszystkie strony. Jedynie ciemne cienie tańczących osób były widoczne wśród tych kolorowych świateł i dymu. Co jakiś czas oświetlały mnie lampy, a czasem udało się zauważyć jak niektóre dziewczyny na własne życzenie robiły z siebie dziwki, bo ubrały się jakby zaczynały nocną zmianę, a nie wybierały się na imprezę. Po kątach stało kilka półokrągłych, czarnych foteli skórzanych, a przy nich stoliki. Zajęliśmy jeden komplet. Zanim ruszyliśmy na parkiet, zamówiliśmy drinki i przyglądnęliśmy się "ciekawym okazom" na parkiecie. Przez dudniącą muzykę musiałam krzyczeć, żeby ktokolwiek usłyszał, co mówiłam.
 Nigdy wcześniej nie byłam w klubie, nigdy wcześniej nie piłam alkoholu, nigdy wcześniej tak świetnie się nie bawiłam! Ta pieprzona ślepota ograniczała mnie do minimum. Tyle niesamowitych rzeczy ominęło mnie przez te wszystkie lata!
 Najwięcej czasu spędziliśmy popijając kolejny kieliszek wódki, niż na ściskaniu się na parkiecie. I chyba właśnie przez ten alkohol zaczęły się komplikacje.
 Siedziałam z Nate'em i Twiggy przy barze, kiedy doszedł do nas Mike.
 - Nate, mamy problem z Alvinem - powiedział obojętnie, szturchając bruneta w ramię.
 - Znowu to samo? - zapytał chłopak i wywracając oczami, odszedł od nas razem z Mike'iem, nie wtajemniczając nas, o co dokładnie chodzi.
 - Pewnie znowu kretyn chce się z kimś bić... - Wyjaśniła Twiggy, wtapiając wzrok w tłum.
 Zdziwiło mnie ich zachowanie. Dziewczyna powiedziała to w taki sposób jakby wcale to nie dotyczyło jej kolegi, Nate także z niechęcią wyszedł i pewnie najchętniej nigdzie by się nie ruszał, a na twarzy Mike'a nie było widać ani  cienia przerażenia, kiedy do nas podszedł. Twiggy twierdziła, że ZNÓW się bije... To dlaczego każdy z nich odnosił się do tej sprawy tak obojętnie? Byłam jedyną osobą, która się tym przejęła.
 - Co cię tak zamuliło? - wyrwała mnie z zamyśleń brunetka. Musiałam mieć przerażoną minę, skoro nawet ona to zauważyła. - Alvinem się nie przejmuj. Na każdej imprezie musi komuś wygarnąć, inaczej nie jest sobą. - Uśmiechnęła się do mnie, a ja odpowiedziałam jej tym samym. Nie wiedziałam, co powiedzieć.
 Tematy do rozmowy z Twiggy się wyczerpały. Obydwie siedziałyśmy na obrotowych krzesłach przy barze, z tego ona wpatrywała się w tłum, pijąc przez rurkę kolejnego drinka, a ja kręciłam się lekko na krześle, piłując podłogę wzrokiem.
 - Polubiłaś Nate'a? - Twiggy, mając dość tej "ciszy", zadała w końcu jakieś pytanie. Wolałam już, żeby nic się nie odzywała.
 Widząc jej przenikliwe spojrzenie, takie jakie przyjaciółka kieruje do przyjaciółki, kiedy ta zauważa, że druga dostała strzałą od amora, przestałam szukać jakiś głupich usprawiedliwień, tylko od razu się przyznałam.
 - Nate liczy się dla mnie i. dużo mu zawdzięczam - mruknęłam najogólniej jak mogłam.
 Miałam tylko nadzieję, że nie zacznie doszukiwać się jakiś podtekstów albo interpretować tej odpowiedzi na swój własny, urojony sposób. Nate uratował mi życie, nic dziwnego, że chciałam mu się za to jakoś odwdzięczyć. Nigdy nie zapomnę tego, co dla mnie zrobił.
 - Nie dziwię ci się - odpowiedziała, przenosząc swój wzrok na tańczących. - Też mi się kiedyś trochę podobał. Z jednego powodu odpuściłam... Przez jego dziewczynę.
 Twiggy oparła się o blat barku i zrobiła minę, która od razu zdradziła, jakie nastawienie ma do tamtej dziewczyny. Wygięła usta i zmarszczyła brwi. Złożyła ręce na piersi i nogę na nogę. Gołym okiem była widoczna nienawiść jaka z niej emitowała.
 - Nie przepadasz za nią za bardzo? - zapytałam zaciekawiona. Miałam nadzieję, że dziewczyna mi o wszystkim powie.
 - Z naszej trójki nikt nie znosi jej towarzystwa, ale Nate'owi padło na mózg, że zadaje się z tą szmatą. W ogóle nie dociera do niego to, co mówimy. To jak tłuczenie dziecku, żeby nie dotykało gorącego żelazka. Całkowicie mu odbiło. Ale może kiedyś się ogarnie.
 Wystarczy, żeby dziewczyna zaszła trochę za skórę drugiej, a gotowe są nazywać się szmatami, zdzirami i zachowują się bardziej żałośnie niż faceci, którzy umieją załatwić sprawę za jednym razem.
 - To dlaczego jej tutaj z nami nie ma? - Wścibsko się dopytywałam.
 - Jest w Las Vegas od czterech miesięcy u ojca. Jej rodzice się rozwodzą, a ona twierdzi, że uda jej się wrócić do matki, chociaż przydzielili ją ojcu. Przecież wszystko musi iść po jej myśli.
 Czyli dziewczyna Nate'a to rozkapryszona smarkula, totalne przeciwieństwo Twiggy. Nic dziwnego, że dziewczyny nie dogadują się ze sobą. Nie wiedziałam tylko, że on gustuje w takich panienkach.
 - Wolę, żeby Nate chodził z tobą, choć wcale się nie znam, niż żeby z tamtą lafiryndą.
 - Ja i Nate jesteśmy kuplami i niech tak pozostanie. Nie chcę niszczyć czyjegoś związku.
 - Zawsze jesteś taka obrzydliwie uprzejma, wszystkiego wszystkim odstępujesz i na wszystko przytakujesz? Walcz jeśli na czymś ci zależy, zanim inne zeszmaciałe dziewczyny zgarną ci z przed nosa fajnych kolesi - dodała Twiggy z pogardą. Szczerze się wypowiedziała na temat mojej pieprzonej nieśmiałości, a ja poczułam się zażenowana i zdołowana. Grosze było to, że dziewczyna miała rację. Tylko ja nie potrafiłam zmienić swojego charakteru. - Ten koleś ciągle na ciebie patrzy. Ten czarny w czerwonej koszuli - kontynuowała, chcąc zboczyć na inny tor rozmowy.
 - Na mnie? Ten tutaj? Niee... Za stary dla mnie. Przyjrzyj mu się. - Wybuchłam śmiechem, kiedy mężczyzna około czterdziestki zaczął tańczyć w klubie, gdzie było pełno młodych ludzi. Nie pasował tutaj ani trochę.
 - Chyba drogę do domu zapomniał. - Twiggy, idąc w moje ślady, także zaczęła kpić z tamtego faceta. Śmiała się długo i głośno, a jej humor skończył się, gdy wyciągnęła telefon z kieszeni i przeczytała smsa. - Cholera! - krzyknęła, zrywając się na równe nogi. - Matka wcześniej wróciła do domu. Muszę spadać... Poradzisz sobie sama? Chłopaki zaraz powinni wrócić. Wybacz, matka mnie zabije jak znowu wrócę późno.
 - Nie ma sprawy. Poczekam na nich. Cześć - pożegnałam się z Twiggy, która nie czekając już na moją odpowiedź, wybiegła z klubu, potrącając kilku imprezowiczów.
 Odwróciłam się przodem do barku i podpierając się łokciami o blat, kończyłam sączyć resztki swojego drinka przez słomkę. Niecierpliwie czekałam, aż chłopaki wrócą, żeby dotrzymać mi towarzystwa, bo nie chciałam dłużej siedzieć sama w takim miejscu.
 - Pierwszy raz tutaj? - Właśnie tego się obawiałam najbardziej... Że jakiś typ zauważy moją drobną osóbkę i wykorzysta ten moment. Na domiar złego, dosiadł się do mnie ten stary koleś, na którego zwróciła uwagę Twiggy. Osobnik w czerwonej koszuli z jasnymi, przerażającymi oczami.
 - Tak, zgadł pan - odpowiedziałam krótko, nie chcąc brnąć w tą rozmowę.
 - Nie zgadywałem. Zapamiętałbym taką ładną dziewczynę. - Natręt wcale nie chciał odejść od tego stolika! Uśmiechał się uwodzicielsko jak nastolatek, próbujący poderwać dziewczynę. W tym jego wieku było to obrzydliwe! - Napijesz się? Ja stawiam.
 - Nie, dziękuję panu. - Nie zawiesiłam na nim wzroku na więcej niż dwie sekundy. Wydawało mi się, że wyraźnie daję mu do zrozumienia, że nie jestem zainteresowana tą rozmową, a tym bardziej jego osobą. Nie umiałam mu prosto w twarz powiedzieć "Idź pan w cholerę" tak, jak zrobiłaby to Twiggy.
 - Jakiemu panu? Clark jestem. - Przedstawił się na domiar złego. Brakowało mi już pomysłów, jak mogłam się go pozbyć. Może niepotrzebnie się delikatnie uśmiechałam, nie chcąc być niemiła?
 Na początku nie spodziewałam się, co on kombinuje. Byłam głupia, że zdradziłam mu swoje imię, a jeszcze głupsza, że wzięłam tego drinka. Początkowo miałam plan. Wiedziałam, że ten facet się nie odczepi, dlatego zamierzałam zniechęcić go, odpowiadając na każde jego pytanie, wplątując w to szkołę. Chciałam udawać nudą, żeby jak najszybciej sobie stąd poszedł; jednak czasem odpowiadałam mu szczerze. Niepotrzebnie. Gość nie był wart, żeby poświęcić mu pięć sekund.
 Zaraz na wstępie naszą rozmowę przerwał, na szczęście, Nate, który bezczelnie wyrwał mi drinka z ręki, chociaż nie upiłam ani łyka i wylał całą zawartość na buty Clarka.
 - O co, kurwa, chodzi?! - krzyknął ten mężczyzna, cofając się krok od kałuży.
 - O te pigułki gwałtu w twojej kieszeni - odpowiedział poważnie Nate, odstawiając pustą szklankę na barek.
 Kretynka. Inaczej siebie nie mogłam nazwać.
 - Skąd możesz wiedzieć, co ja tam mam?! Nie wiesz o czym mówisz! W ogóle jak śmiesz?! - Mężczyzna, zaczynając krzyczeć na Nate'a, zrobił dookoła nas zamieszanie, a niektórzy ludzie skupili na nas swoją uwagę. Brunet nie zwrócił na nich uwagi. Takim samym spojrzeniem wpatrywał się w Clarka jakby spodziewał się, że zaraz wyciągnie nóż.
 - Staruszku, stul się! - krzyknął w końcu nastolatek. - I spróbuj się zbliżyć do tej dziewczyny jeszcze raz, to w inny sposób pogadamy. Nie będę cię nawet ostrzegał tylko od razu odpłacę się w jej imieniu. Zrozumiałeś?
 Brunet, zachowując się arogancko, buntowniczo i cwaniacko, po raz kolejny zrobił na mnie pozytywne wrażenie. Zaimponował mi tym, że wstawił się za mną i obronił, nie wiedząc z kim ma do czynienia.
 Zrobiłam błąd przychodząc tutaj. Nie spodziewałam się, że ktoś poczęstuje mnie jakimś gównem. Gdyby nie Nate, nie znałabym zakończenia tego dnia. Chłopak, nie wdając się w większą aferę z tym człowiekiem, wyszedł ze mną na zewnątrz, gdy go o to poprosiłam. Ale nie spodziewałam się, że zareaguje tak nerwowo...
 - Nikt cię nie nauczył, żeby niczego nie brać od nieznajomych?! Masz szczęście, że w porę to zobaczyłem!
 - Skąd w ogóle wiedziałeś, że on dodał coś do drinka? - zapytałam nieśmiało, bojąc się, że znów rozzłoszczę chłopaka. Chociaż starałam się mówić spokojnie i delikatnie, jego ton głosu się nie zmienił.
 - Często tu bywam i za każdym razem widzę jak częstuje panienki drinkiem, a kończą w jednej kabinie w łazience. Po to tu przychodzi. Nie tylko on. Kręci się tu parę takich typów.
 Zawaliłam sprawę. Przez własną głupotę zniszczyłam ten wieczór.
 - Odwieziesz mnie do domu? - zapytałam zrezygnowana, nie widząc szczęśliwego zakończenia.
 Chłopak odwrócił głowę i spojrzał na mnie z niedowierzaniem namalowanym na twarzy.
 - Do jakiego domu? - Uśmiechnął się szeroko, co spowodowało, że i na mojej twarzy pojawił się uśmiech.


*W USA dorosłym jest się od 21 lat, wtedy można pić alkohol na legalu, nie? Czyli na imprezy, gdzie jest alkohol też można wejść jak się ma 21 lat?:D
Rozdział trochę dłuższy, bo nie chciałam dzielić jak nic się nie działo. Dlatego jest trochę dłuższy:D
Pozdrowienia z Syberii! Teraz do mnie wróciła zima i zasrała cały świat! Ponad metr napadało, a na tarasie to mogę wykopać dziurę i będzie piękne igloo! Lecę odśnieżać mostek (resztę sobie daruję!), bo tata nie będzie miał nawet, gdzie zatrzymać samochód jak z roboty wróci -.-