piątek, 12 kwietnia 2013

Część 13.

 Atmosfera w restauracji straciła swój przyjazny urok. Nie było już tak swobodnie i zabawnie, a to wszystko przez jedno, głupie pytanie.
 - O dziewiątej - odpowiedział brunet po krótkiej przerwie. Cztery pary oczu znów skierowało się na Nate'a.
 Trudno było go rozgryźć... Wcale nie wyglądał na zadowolonego. Ze spuszczoną głową wpatrywał się w szklankę, którą przewracał już od paru minut. Na jego twarzy nie pojawił się ani cień uśmiechu. Był przygnębiony i gołym okiem można było zauważyć, że on wcale nie chce tam jechać.
 - To ja proponuję zmienić lokum - powiedziała Twiggy i nie czekając na nasze odpowiedzi, wstała od stołu, szurając krzesłem po jasnych panelach w restauracji.
 Spojrzałam na zegarek i przeraziłam się, kiedy zobaczyłam, że dochodzi piąta - godzina, o której wracał ojciec z pracy. Powinnam być przed nim w domu i udawać, że się uczę, tak jak obiecałam. Szanse, że w dwadzieścia minut się wyrobię, były znikome, ale wiedziałam, że kazanie będzie krótsze jeśli wrócę po piątej niż po dziesiątej. Dlatego kiedy moja paczka wyszła z restauracji i planowała wędrówkę w inne miejsce, musiałam się z nimi pożegnać.
 - Jak do idziesz do domu? Nie wydurniaj się. Nie odprowadzisz z nami Nate'a na lotnisko? - zapytał rozczarowany Mike. Nie zdziwił mnie fakt, że przed piątą godziną nie zamierzali wracać do domu.
 Bardzo lubiłam spędzać z nimi czas. Za każdym razem wymyślali coś innego, a nawet gdy decydowali się na frytki w McDonaldzie, mogłam się z nimi świetnie bawić. Nigdy nie byłam w paczce, nie miałam prawdziwych przyjaciół, a oni w ciągu tych paru dni stali się dla mnie jak rodzeństwo. Dlatego z wielkim żalem musiałam im odmówić dalszej zabawy.
 - Chyba sobie tego nie życzy... - mruknęłam pod nosem, nie zdając sobie sprawy, że Nate stał tuż za mną i słyszał moje mylne spostrzeżenia.
 Z jednej strony Nate mi się podobał. Już pierwszego dnia, kiedy go poznałam, wydawał mi się inny niż wszyscy inni chłopacy. A z drugiej - odpychał mnie od siebie, polegał tylko na sobie i nie chciał, żeby ktokolwiek się do niego zbliżył. W końcu byliśmy przyjaciółmi... Albo tak sobie tylko wmawiałam...
 - Wybaczcie, naprawdę muszę już iść. Jeśli nie wrócę zaraz do domu, już nigdy z niego nie wyjdę. - Upierałam się przy swojej wersji.
 Choć wcale nie chciałam iść, musiałam zrobić to wbrew swojej woli. Sto razy wolałam pójść odprowadzić Nate'a na lotnisko, choć mnie o to nie prosił, niż wrócić do domu, żeby siedzieć nad tymi głupimi książkami.
 Zrobiłam pierwsze kroki w stronę najbliższego przystanku, kiedy usłyszałam głos Nate'a.
 - Jenny! Możemy chwilę pogadać? Minutka tylko. - Spojrzał na mnie błaglanym wzrokiem.
 Skinęłam głową, a gdy się obejrzałam, zobaczyłam jak Twiggy odciągała Mike i Alvina, żeby zostawić nas samych. Nie wiedziałam czy powinnam jej za to dziękować, czy mieć za złe. Nie wiedziałam o czym chłopak chciał ze mną porozmawiać i nie wiedziałam jak się zachować. Nie wiem czy cokolwiek wiedziałam. Wszystko przez to, że brunet zawrócił mi w głowie, ciągle o nim myślałam i czasem bałam się, że w końcu dowie się, że byłam w nim zakochana.
 - Słucham? - zapytałam z łomoczącym w piesi sercem, kiedy pozostała trójka się oddaliła.
 - Wściekasz się, że nic ci nie powiedziałem? - zapytał na początku, a tym pytaniem znów zaczął mnie wyprowadzać z równowagi.
 - Wściekam się, bo robisz z tego tajemnicę. Wszystko przed nami ukrywasz... Albo tylko przede mną. - Wywróciłam oczami i odwróciłam się lekko, żeby nie patrzeć w jego piękne, brązowe oczy. Byłam na niego wściekła i ani trochę go nie rozumiałam.
 - To żadna tajemnica. Sam nie wiedziałem czy jechać tam, czy go olać. - Zaczął się usprawiedliwiać.
 - Czyli to nie był twój pomysł? - Z powrotem przeniosłam na niego wzrok. - Ojciec cię zaprosił? Nagle przypomniał sobie, że ma syna? Sam mi powiedziałeś, że twój ojciec jest martwy. Od Twiggy dowiedziałam się, co tak naprawdę miałeś na myśli. Nienawidzisz go, a zgadzasz się go odwiedzić... - Zabrzmiało to niemiło i nie chciałam, żeby tak zabrzmiało. Powiedziałam za dużo pod wpływem emocji. Gdybym zastanowiła się przez chwilę, doszłabym do wniosku, że postąpiłabym tak samo na jego miejscu.
 - Łatwo ci powiedzieć, bo nie musisz robić tego, co on chce. Nienawidzę go, nigdy mu nie wybaczę, a lecę tam tylko dlatego, że muszę. Gdyby to dotyczyło tylko mnie, nie zmarnowałbym dla niego ani sekundy - odpowiedział ogólnie i znów mało co z tego zrozumiałam. Powinnam się przyzwyczaić, że on próbował mnie zbyć, gdy temat rozmowy dotyczył jego rodziny.
 - Nie powinien się zdziwić, że nie chcesz go widzieć po tym jak cię zostawił. Sam sobie na to zasłużył - kontynuowałam, mając nadzieję, że dowiem się czegoś więcej.
 - On nie rozumie słowa "nie". Musi być tak jak on sobie zaplanuje. Muszę robić to, co mi każe.
 Nate po raz kolejny zacisnął zęby i pięść, kiedy mówił o ojcu. Łatwo było zauważyć, że coś jest nie tak. Za wszelką cenę chciałam się dowiedzieć co, ale od Nate'a nie usłyszałabym prawdy.
 - Nie wierzę, że z ciebie taki posłuszny baranek. Nie przestrzegasz zasad wujka, masz w nosie jego prośby i zakazy, a przecież to nie jego nienawidzisz. Dlaczego więc...?
 - To skomplikowane. - Przerwał mi w połowie. - I nie myśl o tym. Wracam za dwa tygodnie. - Uśmiechnął się, ale w tym uśmiechu ani szczypty szczęścia nie było. Zastanawiało mnie o czym myślał, kiedy ten grymas na twarzy próbował zmienić w uśmiech. Patrzył na mnie jakby już nigdy nie miał mnie zobaczyć, a to było nasze ostatnie spotkanie. - Do zobaczenia?
 - Pa - szepnęłam, odwracając wzrok, aby uniknąć jego spojrzenia. Nie chciałam, żeby zobaczył smutek na mojej twarzy.
 Wpatrywałam się w ziemię, przegryzając wargę. Nie rozumiałam dlaczego było mi tak smutno z powodu tego wyjazdu. Przecież miał wrócić za dwa tygodnie, nie leciał na koniec świata, tylko na drugi koniec USA.
 Nagle Nate położył swoją rękę na mojej łopatce, podciągnął mnie do siebie i przytulił mocno, opierając swój podbródek na czubku mojej głowy. Był ode mnie dużo wyższy, wiec nie miał z tym żadnego problemu. Ja również oplotłam go swoimi rękoma i przytuliłam do jego granatowej bluzy. Mogłam go nie puścić do końca swojego życia. I wtedy znów pojawiła się ta głupia myśl: "a co jeśli on nie wróci?"! Powinnam walnąć się w łeb, żeby wyrzucić z niego te głupoty! Dlaczego to pożegnanie było takie... trudne?!
 - Zadzwonisz jak dolecisz na miejsce? - zapytałam cicho, a mój głos zabrzmiał trochę rozpaczliwie. Cholera!
 Nastolatek odsunął się ode mnie, żeby na mnie spojrzeć i wybuchając śmiechem, powiedział, że urządzamy jakieś ckliwe sceny. Zgodziłam się z tym i również zaczęłam się śmiać.
 Wróciłam do domu z uśmiechem na twarzy, zadowolona jakby ktoś mi się oświadczył. Nie ktoś, tylko Nate. To przytulenie znaczyło dla mnie w tamtej chwili tyle samo co proszenie o rękę. Wywołało taki sam uśmiech... Spowodowało to, że przez całą drogę myślałam o chłopaku i o zapachu jego sportowej bluzy i pachnących perfumach. Tamtego wieczora wydawało mi, że moglibyśmy zostać parą, kiedy nagle przypomniałam sobie, że na naszej drodze stoi pewna dziewczyna - jego dziewczyna.
 Już nie było mi tak wesoło, kiedy sobie o niej przypomniałam. A mój humor się pogorszył, kiedy ojciec zaczął na mnie wrzeszczeć.
 - Jak się umawialiśmy?! Miałaś wracać do domu i się uczyć, a nie szlajać do szóstej godziny! - krzyczał, stojąc przy drzwiach do kuchni z resztkami jedzenia na swoich wąsach.
 Nie chcąc wdawać się w kłótnię, powiedziałam to magiczne "przepraszam", choć żadnej skruchy nie odczuwałam, a tym bardziej nie uważałam, że popełniłam błąd, zgadzając się na spotkanie z przyjaciółmi. Zrobiłam to tylko dlatego, żeby nie niszczyć kompletnie ojca i swojego nastroju. Nie miałam ochoty do awantur.
 Jak mogłam skupić się na zadaniach z matmy skoro moje myśli krążyły tylko wokół jednej osoby? Mój zeszyt wyglądał śmiesznie, kiedy niewiadome w równaniach oznaczałam serduszkami zamiast zwykłymi literkami. Dwie ostatnie strony, które zapisałam tego dnia były olbrzymim kontrastem do tych bazgrołów z poprzednich stron. Powinnam je wydrzeć i napisać tak jak należy.
 To, że na matmie nie mogłam się skupić, a nauczyciel miał do mnie wiecznie pretensje, nie było dla mnie nowością. Nie mogłam zrozumieć, dlaczego nawet na tych najciekawszych przedmiotach jak Włoski bujałam w obłokach i zastanawiałam się dlaczego Nate nie odpisuje na smsy. Dostałam od niego wcześnie rano obszernego smsa: "Doleciałem", a później słuch o nim zaginął. Ciekawiło mnie czy odzywał się do pozostałych...
 Nie mogłam tego sprawdzić, bo brnęłam uwięziona na matmie, siedząc w pierwszej ławce w środkowym rzędzie tuż przy samej tablicy jak największy tuman. Patrzyłam przerażonym wzrokiem przed siebie, próbując zrozumieć skąd się wzięły te liczby. Co gorsze, miałam złe przeczucia co do nauczyciela, a wrażenie, że ciągle wlepia we mnie swoje ślepia, nie dawało mi spokoju.
 - Tanner! - wypowiedział moje nazwisko nauczyciel po 50-ątce, kiedy oddawał sprawdziany. - Musisz poprawić tę ocenę.
 Odbierając od niego sprawdzian, spojrzałam na kartkę. Oczywiście - kolejna klepa. Co innego mogłam dostać?
 Zrezygnowana wróciłam na miejsce, niemal rzucając pokreśloną kartkę na ławkę. Przerażała mnie myśl, że znów kolejny weekend spędzę nad tymi głupimi zadaniami, zamiast wyjść gdzieś ze znajomymi. Do tego doszedł zaległy z wyrażeń algebraicznych... Jak ja nienawidziłam matmy!
 Odliczałam nieszczęsne minuty i już doczekać się nie mogłam, kiedy usłyszę ten wybawiający dzwonek. Dwie matmy w ciągu jednego dnia to stanowczo za dużo! Byłam w siódmym niebie, gdy lekcja się skończyła, a dzwonek przerwał profesorowi w połowie zadania.
 - Tanner - znów powiedział do mnie po nazwisku Dezyderius.
 Odwróciłam się i cofnęłam parę kroków, żeby nie blokować przejścia innym uczniom, którzy prawie wybiegli z klasy.
 - Tak? - zapytałam grzecznie i z uśmiechem, co zawsze robiłam, choć wewnątrz mnie się gotowało. Dlatego wszyscy mieli o mnie zdanie, że byłam miła i sympatyczna.
 - Na kiedy przygotować ci zadania? Sama możesz wybrać termin, bo jako jedyna nie zaliczyłaś tego sprawdzianu - skomentował jakby koniecznie chciał podkreślić, że jestem najgorsza z tej klasy.
 - Wszystko jedno - odparłam obojętnie. - Może być poniedziałek.
 Gdy odważyłam się przenieść wzrok z podłogi na nauczyciela, przeraził mnie swoim spojrzeniem. Miał takie dziwne oczy i jeszcze taki wstrętny uśmiech... Do tamtej pory myślałam, że najgorsza była jego łysina i te parę włosów, którymi owijał całą głowę. Powinnam uciec od niego zanim powiedział, o czym zapewne myślał każdego dnia, na każdej lekcji z każdą klasą. Udowodnił jakim był obleśnym typem!
 - Gdybyś chciała szybko poprawić swoje oceny, to możemy się inaczej dogadać. - Nogi mi się w kolanach ugięły, kiedy to usłyszałam. Najgorsze było to, że ten wstrętny uśmiech nie zszedł mu z twarzy! Gość miał niezły tupet!
 Uśmiechnęłam się desperacko, próbując łagodnie wybrnąć z tej niezręcznej sytuacji, a międzyczasie stawiałam niewielkie kroczki w stronę drzwi.
 - Słucham? - zapytałam cicho, przegryzając z zakłopotania wargę.
 Profesor Dezyderius prawdopodobnie zauważył w jakiej sytuacji mnie postawił i najwyraźniej zrozumiał, że nie byłam zainteresowana tą zboczoną propozycją, więc postanowił szybko się poprawić. Chodziło tylko o jego reputację. Byłby skończony, gdyby się wydało w jaki sposób pogrywa.
 - Nie, nie o to chodzi! Chciałem tylko... - Sam nie wiedział, co wymyślić. Czego innego się spodziewał? Że się zgodzę na ten chory układ? Za kogo on mnie uważał?!
 - Wszyscy doskonale widzą o co chodzi - odparłam odrobinę pyskatym głosem, bo udało mi się złapać za klamkę. Czując się bezpieczna, podciągnęłam za nią i szybko wyszłam z klasy, zostawiając tam nauczyciela. Za drzwiami otrząsnęłam się z szoku, wzięłam kilka głębokich oddechów i poprawiłam swoją brązową torbę, która zsunęła mi się z ramienia, po czym ruszyłam w stronę swojej szafki. Starałam się nikomu nie pokazywać, że przez chwilę powiało grozą. Jedyną osobą, która zauważyła, że coś jest nie tak, była Twiggy. Dziewczyna podeszła do mnie, kiedy rzuciłam z impentem książkę do znienawidzonego przedmiotu i trzasnęłam głośno drzwiczkami od szafki.
 - Wyżywasz się na szafce? Co cię ugryzło? - zapytała wesołym tonem jak zwykle niczym się nie przejmując.
 - Nic... Poza tym,że mój nauczyciel matmy to idiota! - Prawie krzyknęłam, ale udało mi się przyciszyć głos. - Nie zgadniesz w jaki sposób chciał mi pomóc zaliczyć sprawdziany. - Wycedziłam cicho przez zęby, żeby usłyszała to tylko brunetka.
 - U niego w domu? - Dziewczyna zaczęła się głośno śmiać, aż zwróciła na nas uwagę grupka gapiów, stojąca pod ścianą obok.
 - Weź się zamknij... To raczej nie jest śmieszne... - odpowiedziałam z ponurą miną.
 Twiggy zrzuciła swoją zielną torbę na podłogę i oparła się o jedną z szafek, chowając ręce do kieszeni jej czarnej bluzy i nadal szczerząc swojego białe zęby w uśmiechu.
 Potwierdziło się to, co zauważyłam wcześniej - że przyciągałam starych zbokó. Zamiast poczuć się w końcu bezpiecznie i swobodnie, zapomnieć o tamtym porwaniu, to pojawiły się kolejne głupie przeczucia, że znów coś strasznego się stanie. Każda mijana osoba, która zawiesiła na mnie swój wzrok na dłużej, wydawała się podejrzana, a na dodatek nawet w szkole czaiły się takie typy. Wydawało mi się, że nigdy nie będę żyć spokojnie.


Ja podobnie jak moja bohaterka miałam dziś problem z nauczycielem - z księdzem, hahahahaaha! Tak mi dziś zadziałał na nerwach, że myślałam, że wyjdę z klasy, hahahahaha! Chyba tylko gość od Historii jest normalny w mojej budzie, chociaż ja Historii nie znoszę, jestem z niej tępa, ale z gościem naprawdę da się dogadać i pożartować. Nie to co ten ksiądz :O
<klik> - ta piosenka jest piękna! Kocham ją <3
Do zobaczenia za tydzień :*